Zobacz galerię zdjęć z pożaru Od dawna skarżyli się, że firma, której współwłaścicielem jest Krzysztof Mielewczyk, mąż posłanki PiS Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk, uprzykrza im życie. Miarka się przebrała po pożarze z września br., gdy ogień strawił dach jednego z opustoszałych budynków zajezdni, tuż obok ich mieszkań. - Już wcześniej zdarzały się tu podpalenia, ale ostatni pożar był naprawdę groźny - przypomina Jan Literski, mieszkaniec. - Niewiele brakowało, a doszłoby do tragedii. Boimy się, że w końcu faktycznie się zdarzy. Zdaniem Jana Literskiego, właściciel nieruchomości nie zrobił nic, by zabezpieczyć obiekt. Tymczasem jest on w coraz gorszym stanie. Zabytkowe budynki rozpadają się i wkrótce nie będzie po nich śladu. To ostatni moment, żeby je ocalić. Zobacz także: Szukają przyczyn pożaru zajezdni. Mieszkańcy twierdzą, że budynkiem nikt się nie interesował - Pod doniesieniem do prokuratury podpisały się aż 22 osoby - wylicza Literski. - To chyba najlepiej pokazuje, jak bardzo jesteśmy
zdeterminowani. Niezależnie od doniesienia lokatorów, śledczy zajmują się już sprawą zajezdni. - Obecnie Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Oliwa prowadzi postępowanie w sprawie wrześniowego pożaru - mówi Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Powstałą pod koniec XIX w. zajezdnię tramwajów konnych miasto Gdańsk sprzedało w 1998 roku Fundacji Edukacji Gospodarczej Pro Publico Bono. Nabywca został zobowiązany do zapewnienia lokatorom lokali zastępczych, miał też w ciągu trzech lat wyremontować zabytek, co jednak nie nastąpiło. W 2007 roku obiekt został odsprzedany spółce Easy.pl. Jej współwłaściciel, Krzysztof Mielewczyk, do sprawy doniesienia do prokuratury podchodzi ze spokojem. - To kolejny przykład robienia szumu medialnego - uważa. - Widocznie lokatorzy chcą ugrać coś dla siebie. Codziennie rano najświeższe informacje z Gdańska prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!