Sprawą "pracy za seks" w Samoobronie zajęła się prokuratura. Zbada ją pod kątem artykułu kodeksu karnego o "przyjęciu przez osobę pełniącą funkcję publiczną korzyści osobistej w postaci usług seksualnych w zamian za pracę". Za to przestępstwo grozi kara do ośmiu lat więzienia.
Prokurator krajowy Janusz Kaczmarek wyjaśnił gazecie, że wybrano przepis o przyjęciu korzyści, bo tylko on pozwala działać błyskawicznie - z urzędu, bez składania doniesień przez pokrzywdzone osoby. Ujawnił ponadto, że jest inna sprawa kryminalna, w której pojawia się postać Łyżwińskiego. Nie chciał jednak zdradzić żadnych szczegółów.
Premier czeka na wyniki śledztwa prokuratury. Jego rzecznik Jan Dziedziczak powiedział, że szef rządu nie zamierza pracować z osobami, które by dopuściły się takich zachowań.
"Gazeta Wyborcza" opisała wczoraj wyznania kilku kobiet, które uzyskały pracę w Samoobronie w zamian za świadczenie politykom usług seksualnych. Mieli z nich korzystać poseł Stanisław Łyżwiński i wicepremier Andrzej Lepper.
Więcej na temat sprawy "praca za seks" w Samoobronie - w "Gazecie Wyborczej".
"Gazeta Wyborcza"/kk/dabr