Według Prokuratury Wojskowej wadę rosomaków jeszcze przed transportem do Czadu wykryli eksperci z Wojskowego Instytutu Techniki Pancernej i Samochodowej w Sulejówku. Uniemożliwia ona używanie transporterów w warunkach bojowych. Przy nachyleniu większym niż 5 stopni - na przykład przy wjeździe na krawężnik - mechanizm obrotowy wieżyczki może żołnierzom z załogi poucinać ręce. Rosomaki mogą się więc poruszać tylko z zablokowaną wieżą. Mimo takiej ekspertyzy transportery wysłano do Czadu - pisze "Gazeta Wyborcza".
Prokuratorzy badają, czy nie doszło do przekroczenia uprawnień przy zakupie i wysłaniu rosomaków. Uprawnienia miałby przekroczyć generał Skrzypczak, bo jako dowódca wojsk lądowych podjął decyzję, że transportery - mimo negatywnej oceny ekspertów - mają jechać do Czadu.
Sma generał Skrzypczak twierdzi, że o wadach wieżyczek nic nie wiedział, a dwa miesiące później specjalna komisja MON odebrała rosomaki w Czadzie jako sprawne. W jego opinii cała sprawa to dalszy ciąg nagonki na jego osobę. Szczegóły w "Gazecie Wyborczej".
"Gazeta Wyborcza"/kry/MagM