Według świadków, na których powołuje się Human Rights Watch, rosyjskie samoloty miały we wtorek zrzucić dwie takie bomby, które zabiły w sumie 11 osób, a raniły wiele innych. Jeden z pocisków spadł na plac w centrum miasta Gori. To właśnie wtedy odłamki zabiły holenderskiego kamerzystę telewizji RTL.
Korespondent "Rzeczpospolitej" był wtedy w Gori niedaleko miejsca eksplozji. W rozmowie z wysłannikiem Polskiego Radia dziennikarz potwierdza, że zrzucony przez Rosjan pocisk był bombą kasetową. Jerzy Haszczyński opowiada, że widział mnóstwo małych, metalowych kulek o średnicy 2 centymetrów, które rozprysły się na ścianie obok centrum prasowego. "To było kilkaset wgłębień. Gdyby tam na ulicy było więcej ludzi, to ofiar mogłoby być potwornie dużo" - dodaje dziennikarz.
Rosja zaprzeczyła oskarżeniom Human Rights Watch. "Nigdy nie używaliśmy bomb kasetowych, bo nie było takiej potrzeby" - stwierdził wiceszef rosyjskiego sztabu generalnego Anatolij Nogowicyn.