Na Bliskim Wschodzie Obama zapowiedział, że jeśli wygra wybory, to w ciągu 16 miesięcy wycofa amerykańskie wojska z Iraku i wzmocni oddziały w Afganistanie. Z kolei podczas przemówienia w Berlinie wzywał do wspólnych działań na rzecz rozwiązywania konfliktów i do burzenia murów między krajami, narodami i rasami.
Amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego profesor Zbigniew Lewicki podkreśla w rozmowie z Polskim Radiem, że wszystko, co robił Obama było obliczone na amerykańskiego odbiorcę. "To jest showman, który wyglądał bardzo ładnie i nie mówił nic. On jest człowiekiem, który "robi w polityce". Mógłby "robić" gdziekolwiek indziej, bo świetnie sprzedaje się w telewizji" - wyjaśnia profesor Lewicki.
Politolog Grzegorz Kostrzewa-Zorbas dodaje, że w przemówieniach Baracka Obamy nie było żadnej treści. Miał on bowiem przede wszystkim "wyglądać jak prezydent" i tym przyciągnąć niezdecydowanych wyborców. Ekspert podkreśla, że podczas spotkania w Berlinie czarnoskóry kandydat prawił Niemcom komplementy ponad miarę, a nawet przypisał im zasługę w zakończeniu zimnej wojny, czym wywołał ich entuzjazm. "To wszystko dla wyborców pokazywały amerykańskie telewizje" - dodaje Kostrzewa-Zorbas.
Podróż była w amerykańskich mediach bardzo szeroko relacjonowana i komentowana, bo razem z Barackiem Obamą tamtejsze media wysłały swoich najważniejszych dziennikarzy. Na tak duże zainteresowanie nie mógł liczyć kandydat Republikanów John McCain podczas swojej podróży sprzed kilku miesięcy.