W ubiegły tygodniu polski MSZ odpowiedział negatywnie, gdy OBWE zgłosiło chęć przysłania obserwatorów. Obyczaj nakazuje, by to państwo organizujące wybory zwróciło się do OBWE o przysłanie obsewatorów - podkreślała minister spraw zagranicznych Anna Fotyga. Propozycję OBWE określiła jako "niestosowną". Podkreśliła przy tym, że Polska nie ma nic do ukrycia. Winą za zły wizerunek Polski za granicą obarczyła opozycję. Zaproponowała, by dziennikarze i społeczeństwo zjednoczyli się w obronie dobrego imienia naszego kraju.
Rzecznik MSZ Robert Szaniawski podkreślał, że OBWE nie przedstawiło Polsce żadnych zarzutów co do zagrożenia demokracji i wolnych wyborów.
OBWE odpowiedź Polski określiła decyzję jako "bezprecedensową". Przewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE Goran Lennmarker wydał oświadczenie, w którym przypomniał, że Polska podpisała Deklarację Kopenhaską. Jego zdaniem, tym samym uznała, iż obecność obserwatorów podczas wyborów wzmacnia demokratyczne mechanizmy. Lennmarker powiedział, że odmawiając przyjęcia obserwatorów, Polska złamała zobowiązania i dała zły przykład, który może mieć złe konsekwencje dla procesu demokratyzacji w innych krajach. Zaapelował o zmianę decyzji.
Po raz pierwszy o obecności obserwatorów OBWE podczas jesiennych wyborów parlamentarnych w Polsce mówił były prezydent Czech Vaclav Havel. Podczas wizyty w Krakowie na początku września powiedział, że byłoby dobrze, gdyby Polska zaprosiła obserwatorów OBWE na zbliżające się wybory. Wypowiedź Havla wywołała szereg krytycznych komentarzy polskich polityków. Lech Wałęsa stwierdził między innymi, że były prezydent Czech nie ma dobrego rozeznania co do sytuacji w Polsce.
