Do 2011 roku decyzja o wysłaniu sześciolatka do pierwszej klasy będzie należała do rodziców, co oznacza, że ich pociechy będą się uczyć także z siedmiolatkami. Tymczasem pedagodzy twierdzą, że rok różnicy to sporo, jeśli chodzi o przyswajanie wiedzy.
Kolejny problem to dostosowanie szkoły i klas do potrzeb najmłodszych. Rodzice tłumaczą, że samorządy w Polsce nie mają tyle pieniędzy co na przykład samorząd warszawski i może zabraknąć funduszy na odpowiednie wyposażenie klas.
Głosów wsparcia dla przeciwników reformy nie żałują także babcie i dziadkowie sześciolatków. Nie kryją, że z troski o dziecko buntują się przeciw propozycjom zapisywania malucha na nowy rok szkolny. Mówią, że to skracanie dzieciństwa.
Szczegóły w dzienniku "Polska".
"Polska"/IAR/kl/lm