W zorganizowanej przez Fundację Batorego publicznej debacie o polityce zagranicznej, szef polskiej dyplomacji zauważył, że prowadzenie polityki z przekonaniem, że się ma tysiąc procent racji, przy zerowych szansach ich wyegzekwowania, niejednokrotnie w historii prowadziło do zgubnych skutków.
Radosław Sikorski zgodził się z opinią o szkodliwości dwutorowego prowadzenia polskiej polityki zagranicznej: przez ośrodek prezydencki i rządowy. W ocenie ministra, polem współpracy powinna tu być Rada Bezpieczeństwa Narodowego, która praktycznie nie działa, bo prezydent jej nie zwołuje i nie wiadomo nawet, czy szef dyplomacji mógłby się na jej posiedzeniu pojawić. Radosław Sikorski nazwał prezydenturę Lecha Kaczyńskiego "niekonsolidacyjną".
W przekonaniu ministra, nastąpiła normalizacja stosunków polsko-rosyjskich, ponieważ - jak to określił - "odeszliśmy od polityki trwale podniesionego zwodzonego mostu".Podkreślił, że to nie oznacza, iż problemy i wyzwania zniknęły. Jednym z nich miałaby być potencjalna"recydywa quasi-gruzińska na Krymie"
Szef polskiej dyplomacji wysoko ocenił program partnerstwa wschodniego. Krytykom przypomniał, że naprawdę skuteczna polityka zagraniczna wymaga znacznie większych pieniędzy, niż te, którymi dysponuje polskie MSZ. Dał przykład Hiszpanii, która dysponuje na podobne cele sześciokrotnie większymi środkami.
Wystąpienie ministra Sikorskiego w Fundacji Batorego poświęcone było polityce wschodniej, jednak - pytany o stosunki ze Stanami Zjednoczonymi - szef polskiej dyplomacji zgodził się, że powinniśmy je "zdemilitaryzować". Krótko wyjaśnił, że chodzi o "poszerzenie relacji z USA o inne sprawy".