Przedstawiciele organizacji pozarządowych, którzy zajmują się ochroną praw człowieka, twierdzą, że w Deir ez-Zor doszło do masakry. Działania służb bezpieczeństwa porównują do kroków, które władze podjęły w Homs w ubiegłym roku. Według nieoficjalnych danych w wyniku tamtych zajść, mogło zginąć nawet 5 tysięcy cywili.
Równolegle z doniesieniami o kolejnych ofiarach protestów, syryjskie władze poinformowały o zgodzie na współpracę z państwami Ligi Państw Arabskich, które monitorują sytuację w tym kraju. Dobra wola, którą wyraził minister spraw zagranicznych Walid al- Moualem, ma zatrzeć złe wrażenie po incydencie, do którego doszło 6 stycznia - czytamy w agencji Reutera. Tymczasem autobus z obserwatorami został ostrzelany przez nieznanych sprawców. Moualem powiedział, że Syria nie zezwoli na utrudnianie misji Ligi Państw Arabskich. Zapewnił, że siły policyjne są w stanie zagwarantować obserwatorom pełne bezpieczeństwo.
IAR
