Premier Brown już w południe przyznał, że miniona noc była zła dla Partii Pracy. Wyraził przy tym nadzieję, że przynajmniej w Londynie wygra urzędujący burmistrz Ken Livingstone.
W stolicy cały czas trwa liczenie głosów, ale z pierwszych informacji wynika, że konserwatywny kandydat na burmistrza, Boris Johnson, zdobył większe poparcie wyborców. Jego przewaga może się utrzymać, gdyż frekwencja w dzielnicach peryferyjnych Londynu, gdzie mieszka więcej zwolenników Torysów, była rekordowa. Wyniosła ponad 65 procent uprawnionych do głosowania.
Wczesnym popołudniem londyńscy bukmacherzy zaczęli wypłacać wygrane tym, którzy postawili na zwycięstwo Borisa Johnsona. On sam uważa, że na szampana jeszcze za wcześnie, gdyż - jak mówi - "Londyn to coś całkiem innego niż reszta kraju".