Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

50-lecie Traktatów Rzymskich: Świeboda: sukcesem rozszerzenia i wspólny rynek

0
Podziel się:

Według prezesa demosEuropa-Centrum Strategii
Europejskiej Pawła Świebody, jednym z największych sukcesów 50 lat
Wspólnoty są kolejne rozszerzenia i utworzenie jednolitego rynku.
W ocenie eksperta, za porażkę można uznać powolny proces
kształtowania wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa.

Według prezesa demosEuropa-Centrum Strategii Europejskiej Pawła Świebody, jednym z największych sukcesów 50 lat Wspólnoty są kolejne rozszerzenia i utworzenie jednolitego rynku. W ocenie eksperta, za porażkę można uznać powolny proces kształtowania wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa.

Poniżej przedstawiamy fragmenty wywiadu Pawła Świebody dla PAP w związku z 50. rocznicą podpisania Traktatów Rzymskich; całość na stronie: http://euro.pap.com.pl

PAP: - Co uznałby Pan za największy sukces, a co za porażkę minionego 50-lecia Wspólnoty?

Paweł Świeboda: - Wydaje mi się, że jednym z największych sukcesów minionych 50 lat były kolejne rozszerzenia. Nie ma drugiego takiego mechanizmu w świecie, który sprawia że państwa przechodzą tak głęboką transformację pod wpływem prawodawstwa, poniekąd sugerowanego im z zewnątrz.

To naprawdę był - i pozostaje - konstytucyjny aspekt integracji europejskiej. Co też oznacza, że on powinien być kontynuowany, że powinna być kontynuowana polityka "otwartych drzwi". Zresztą już od ojców-założycieli można było usłyszeć, że Unia ma być wspólnotą otwartą.

PAP: - A czy ojcowie-założyciele byliby szczęśliwi patrząc dziś na swoje 50-letnie dziecko?

P.Ś: - Myślę, że - z jednej strony - byliby szczęśliwi, bo jest to spektakularnie długi okres harmonijnej współpracy; czasami mniej, a czasami bardziej, ale jednak udanej.

No, ale z drugiej strony, myślę, że nie byliby do końca pod wrażeniem sposobu w jaki UE teraz próbuje sobie radzić ze swoimi bolączkami, z kryzysem konstytucyjnym, w jakim się znalazła.

Moim zdaniem, gdzieś po drodze Unia zatraciła metodę ojców- założycieli, polegającą na przedkładaniu interesu wspólnotowego nad interesy narodowe. Mam wrażenie, że dziś bardzo rzadko możemy przywołać przykłady myślenia o interesie wspólnotowym.

Wracając do sukcesów - na pewno spektakularnym sukcesem było utworzenie jednolitego rynku. Ogromnym sukcesem jest także wspólna waluta. Nigdzie indziej w świecie nie ma drugiego takiego systemu walutowego, jak w strefie euro. Już teraz ponad jedna trzecia światowych rezerw jest utrzymywanych w tej walucie. Tak więc euro okazało się sukcesem, zwłaszcza na zewnątrz UE. Niestety w wielu państwach Unii kojarzy się raczej z globalizacją i jej negatywnymi skutkami, niż z czymś pozytywnym.

Za porażkę uznałbym dosyć powolny proces kształtowania wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Częściowo wynika z to z faktu, że UE dokonała falstartu ze wspólnotą obronną, jeszcze zanim zostały podpisane Traktaty Rzymskie.

Być może dlatego przez lata unikano kwestii związanych z bezpieczeństwem. Poza tym, było NATO, była zimna wojna... Dopiero w ostatnich latach, wraz z traktatem z Amsterdamu, mamy wyżej ustawioną poprzeczkę, jeżeli chodzi o wspólną politykę zagraniczną i bezpieczeństwa. Ale ona w dalszym ciągu jest międzyrządowa, w dalszym ciągu kieruje się zasadą jednomyślności. Tutaj jest wiele do zrobienia.

PAP: - Wspomniał Pan, że ojców-założycieli mogłoby zniechęcić przedkładanie interesów narodowych nad wspólnotowe. Czy to uznałby Pan też za porażkę - że w UE dochodzą teraz bardziej do głosu interesy narodowe?

P.Ś.: - Tak, myślę, że to należy nazwać porażką. Być może jest to efektem złożoności Unii, w której negocjuje ze sobą 27 państw i każde z nich chce mieć z tych negocjacji coś dla siebie. Już samo założenie jest dosyć zgubne, bo jeżeli każdy ma przynajmniej część tego tortu wyrwać dla siebie, to wiadomo, że w rezultacie będzie on bardzo poszarpany.

Ojcowie-założyciele mając do czynienia ze wspólnotą sześciu państw członkowskich byli w innej sytuacji. Dzisiejsza sytuacja oznacza, że w dalszym ciągu będą się nasilały tendencje do podejmowania inicjatyw w mniejszym gronie.

PAP: - Co dziś może być spoiwem łączącym Unię?

P.Ś.: - Powiedzenie Jeana Monneta: "Nie tworzymy koalicji państw, ale jednoczymy ludzi" jest bardzo ważne, bo pokazuje, że on od samego początku wiedział, że klasyczna metoda negocjacji międzyrządowych nie doprowadzi tego projektu do sukcesu.

Uważam, że trzeba coś zrobić, by pojawiła się świadomość społeczna wspólnego interesu. Sadzę, że w bardzo dużym stopniu ona istnieje, choć jeszcze nie wszędzie. W większości jednak obywatele państw UE uważają się za Europejczyków i są dumni z projektu europejskiego. Ale być może nie zrobiono wystarczająco wiele, by ta świadomość się ugruntowała. Na przykład kultura czy edukacja - zawsze się wystrzegano przekazywania Unii kompetencji w tych dziedzinach. To sprawiło, że świadomość europejska tak naprawdę nigdy nie miała wystarczającej szansy na umocnienie się.

PAP: - Wracając do spoiwa łączącego Unię - czy mogłyby to być wspólne wartości? Czy też Unię scali konkurencja ze Stanami Zjednoczonymi lub przeciwstawienie się cywilizacji islamu?

P.Ś.: - Europa to w tej chwili obszar w świecie, gdzie pielęgnowane są liberalne wartości. Wszędzie indziej mamy odwrót od myślenia wolnościowego. Być może on jest tymczasowy, być może długotrwały... Ale nawet w Stanach Zjednoczonych po 11 września 2001 roku mamy zmianę kursu myślenia.

W tym kontekście Europejczycy dostrzegają, że coraz więcej ich łączy. Traktat Konstytucyjny też wyrażał te wolnościowe aspiracje i wartości. To właśnie w Traktacie takie oświeceniowe myślenie o swobodach obywatelskich, o wolności jest chyba najdobitniej podkreślane.

To jest coś, co Europejczyków łączy. Natomiast wydaje mi się, że poczucie wspólnej tożsamości jest budowane wtedy, kiedy się ma konkretne instrumenty do jej wyrażania. W państwach narodowych są zawsze systemy polityczne, które poprzez instytucje parlamentarne pozwalają obywatelom mieć poczucie wpływu na bieg wydarzeń.

Natomiast to poczucie wpływu na bieg wydarzeń w UE jest, siłą rzeczy, dosyć ograniczone. Być może inicjatywy takie jak ogólnoeuropejskie referenda w przypadku nowych traktatów czy wybór przewodniczącego Komisji Europejskiej przez PE, a tym samym utworzenie europejskiego systemu politycznego, w którym obywatele mogliby się odnaleźć, miałyby istotny wpływ na wzmocnienie poczucia łączności z projektem europejskim.

Teraz najważniejsze decyzje w UE podejmują szefowie państw i rządów; nie do końca wiadomo w jakich okolicznościach. Trudno się więc dziwić, że obywatele nie są do końca przekonani, że współuczestniczą w procesie kształtowania Unii.

PAP: - Jakie największe wyzwania stoją przed UE w perspektywie najbliższych 10-15 lat? Czy przyjęcie Traktatu Konstytucyjnego jest jednym z nich?

P.Ś.: - Na pewno jednym z największych wyzwań jest kwestia wizji porządku światowego i pytanie czy Unia chce oddziaływać na kształtowanie tego porządku sama, czy też ze Stanami Zjednoczonymi.

Niewykluczone, że polityka wobec Chin będzie największym testem dla Wspólnoty. UE promuje model integracji regionalnej z udziałem Chin, a USA uważają, że lepszym rozwiązaniem dla Azji południowo- wschodniej jest układ równowagi, w którym wpływy Chin są równoważone przez inne mocarstwa regionalne. To będzie tak naprawdę coraz większy dylemat dla Unii.

Kolejnym wyzwaniem pozostaje rozszerzenie - jest zobowiązanie wobec państw bałkańskich, są negocjacje z Turcją, pojawią się nowe kandydatury, m.in. Ukrainy i Gruzji.

Wyzwaniem jest też kształtowanie polityki sąsiedztwa wobec obszaru umiarkowanej stabilności, który UE otacza. Do tej pory brakowało przekonującego pomysłu w jaki sposób wpłynąć na przemianę tego obszaru.

No i są kwestie gospodarcze. Kolejna edycja Strategii Lizbońskiej, która wygasa w 2010 roku. Trzeba powiedzieć, że ostatnich latach okazało się, że - wbrew obawom - Strategia działa, i to całkiem dobrze.

Unia będzie musiała borykać się także z nowymi wyzwaniami: polityką energetyczną, zmianami klimatycznymi, polityką imigracyjną.

PAP: - Czego życzyłby Pan Polsce i UE z okazji 50-lecia?

P.Ś.: - Chciałbym, żeby Unia przezwyciężyła historyczne podziały, by była modelem oddziaływania w świecie, wzorcem zarządzania gospodarczego i miała moc sprawczą w swoim najbliższym sąsiedztwie.

Polsce życzyłbym, by była zaangażowana w kształtowanie wszystkich podstawowych unijnych polityk. I żeby kiedyś któryś z polskich premierów przyjął hasło "Polska w sercu Europy". Marzy mi się, żebyśmy się stali krajem z inicjatywami, z jednoznacznie proeuropejskim nastawieniem.

Rozmawiała Agnieszka Tkacz (PAP)

bba/ par/ rod/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)