Premier Włoch Silvio Berlusconi powiedział w piątek, że gdy porównuje się go do Hitlera i nazywa dyktatorem, to nic dziwnego, że osoby niezrównoważone chcą go wyeliminować. Tak skomentował grudniowy atak szaleńca, który rzucił w niego ciężkim przedmiotem.
Podczas spotkania w Rzymie szef rządu zaprezentował wydaną przez należące do niego wydawnictwo Mondadori książkę pod tytułem "Miłość wygrywa zawsze z zawiścią i nienawiścią".
Składają się na nią życzenia i pozdrowienia, jakie otrzymał od tysięcy Włochów po tym, gdy pod koniec ubiegłego roku w Mediolanie 42-letni mężczyzna rzucił mu w twarz miniaturkę katedry. Premier miał złamaną kość nosową, wybity ząb i zranioną wargę. Autorzy e-maili, faksów i listów napisali o swym oburzeniu incydentem, klimatem wrogości we Włoszech i swym poparciu dla rannego Berlusconiego.
Odnosząc się do grudniowego ataku oraz do klimatu politycznego we Włoszech, premier oświadczył: "Kiedy mówią: +jesteś gorszy od Nerona, Saddama Husajna, Hitlera, jesteś dyktatorem, wszystko kupujesz+, nie można się dziwić, że ktoś o niestabilnym umyśle myśli, że zostanie bohaterem i uczyni dobro, chcąc taką osobę wyeliminować".
Podkreślił, że gdyby nie to, że statuetka trafiła go w policzek, już by nie żył. Mówiąc zaś o publikacji życzeń i pozdrowień dla niego, zauważył: "Po 53 książkach przeciwko mnie, to pierwsza na moją korzyść".
Zażartował również, że ma już gotowe epitafium dla siebie: "Był człowiekiem dobrym, sprawiedliwym, uroczym i silnym". "Już to napisałem na swoim grobie, ale dla odczynienia uroku brakuje jeszcze paru szczegółów" - dodał.
Polityczną sensacją promocyjnego spotkania była zaś sugestia Berlusconiego, by wprowadzić bezpośrednie wybory prezydenta kraju. Obecnie wybierany jest on przez parlament.
Sylwia Wysocka (PAP)
sw/ mc/