Rada miejska bułgarskiego miasta Burgas po burzliwych debatach rozpisała w środę referendum w sprawie budowy ropociągu, mającego połączyć ten czarnomorski port z greckim Aleksandrupolis.
Według większości radnych, którzy wyznaczyli referendum na 2 września, władze lokalne powinny liczyć się z opinią miejscowej ludności, która sprzeciwia się inwestycji w obawie przed jej negatywnym wpływem na środowiska i branżę turystyczną, będącą podstawowym źródłem dochodów w regionie.
Na posiedzeniu rady miejskiej był obecny wiceminister rozwoju terytorialnego i gospodarki przestrzennej Kalin Rogaczew, który prowadził ze strony rządu negocjacje z Rosją i Grecją w sprawie budowy ropociągu. Rogaczew tłumaczył, że referendum można wyznaczać wyłącznie w sprawach leżących w gestii władz lokalnych i że wyniki głosowania w Burgas będą pozbawione mocy prawnej.
Memorandum o budowie ropociągu podpisano w marcu. Przez rurociąg o długości 280 km (155 km na terytorium bułgarskim) ma przepływać rocznie 35 mln ton ropy dostarczanej tankowcami z rosyjskiego Noworosyjska. Celem inwestycji jest omijanie zatłoczonej cieśniny Bosfor w Turcji i ułatwienie dostarczania rosyjskiej ropy do Europy. 51 proc. udziałów w ropociągu, którego budowa powinna rozpocząć się do końca roku, będzie mieć Rosja, a Bułgaria i Grecja - po 24,5 proc.
Ludność okolic Burgas, centroprawicowa opozycja i liczne organizacje ekologiczne podkreślają, że spodziewane zyski Bułgarii z ropociągu - ok. 33 mln dolarów rocznie - są niewspółmierne ze szkodami ekologicznymi. Największe zastrzeżenia budzi fakt, że ropociąg ma biec przez góry Strandża - najcenniejszy rezerwat przyrodniczy w kraju.
Ewgenia Manołowa (PAP)
man/ mw/ ap/