Bułgarski rząd zaaprobował w środę wniosek minister spraw zagranicznych Rumiany Żelewej o odwołanie ambasadorów Bułgarii w Stanach Zjednoczonych i Turcji w związku naruszeniami, do jakich dopuścili w swych placówkach podczas głosowania w lipcowych wyborach parlamentarnych - poinformowała służba prasowa MSZ w Sofii.
Po ujawnieniu nieprawidłowości, do których doszło w ambasadach w USA i Turcji, kierowanych przez Łaczezara Petkowa i Branimira Mładenowa, władze rozważają wprowadzenie sugerowanego przez nacjonalistów zakazu głosowania poza granicami kraju.
W USA zginęły kartki wyborcze, wrzucone do urny w ambasadzie w Waszyngtonie. Chodzi o kilkaset głosów, które należało wysłać pocztą dyplomatyczną do Centralnej Komisji Wyborczej w Sofii. Jak wykazała kontrola, zostały one przez pomyłkę wyrzucone.
Znacznie poważniejszy jest przypadek ambasady w Turcji, gdzie 93 tys. głosów Turków o podwójnym, bułgarsko-tureckim obywatelstwie zagwarantowało wejście do parlamentu siedmiu z ogólnej liczby 38 posłów partii mniejszości tureckiej - Ruchu na rzecz Praw i Swobód (DPS), co zapewniło jej pozycję trzeciej siły parlamentarnej. Według nacjonalistycznej partii Ataka, która zasygnalizowała problem, podczas głosowania w Turcji doszło do masowych naruszeń, głównie do wpisywania na listy martwych dusz.
Dekret o odwołaniu dwóch ambasadorów powinien podpisać prezydent Georgi Pyrwanow. Kancelaria prezydenta odmówiła komentarza.
Jednocześnie władze bułgarskie rozważają sugerowaną przez nacjonalistów możliwość wprowadzenia zmian w ordynacji wyborczej, zakazujących głosowania poza granicami kraju. "Należy zastanowić się, czy powinniśmy organizować wybory za granicą" - powiedziała minister Żelewa w komercyjnej telewizji Nowa. Według niej praktyka 20 lat pokazała, że podczas głosowania za granicą "dochodzi do licznych, drastycznych naruszeń". Żelewa zapewniła, że decyzja w tej sprawie zapadnie po społecznej dyskusji.
Poza granicami kraju żyje około miliona bułgarskich emigrantów.
Ewgenia Manołowa(PAP)
man/ kar/