Biały Dom potwierdził we wtorek, że prezydent George W. Bush ma zamiar pojechać na igrzyska olimpijskie w Pekinie - mimo wydarzeń w Tybecie i sugestii prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego, że może zbojkotować ceremonię otwarcia olimpiady.
Rzeczniczka Busha Dana Perino na pytanie, czy wiadomo jej, że prezydent może nie przyjechać do Pekinu, odpowiedziała: "Z tego, co ostatnio potwierdzałam u prezydenta, to nie. Nasze stanowisko pozostaje takie, że uważamy, iż celem igrzysk olimpijskich jest pozwolić międzynarodowym sportowcom zebrać się i pokazać swoje talenty".
Powtórzyła, że igrzyska są dla krajów-organizatorów okazją "pokazania się w najlepszym świetle"; to okazja także dla Chin - dodała.
Nicolas Sarkozy nie wykluczył we wtorek bojkotu pekińskich igrzysk, oceniając, że "wszystkie opcje" w tej sferze pozostają "otwarte".
Jego współpracownicy sprecyzowali, że chodziło mu o bojkot ceremonii otwarcia olimpiady, nie zaś igrzysk jako takich.
10 marca w Lhasie, stolicy Tybetu, w 49. rocznicę krwawego stłumienia tybetańskiego powstania przeciwko Chinom mnisi buddyjscy zorganizowali pokojowe marsze. W kolejnych dniach przerodziły się one w największe od 20 lat antychińskie demonstracje, obejmujące także zamieszkane przez Tybetańczyków regiony poza granicami Tybetu. Tybetańskie władze na uchodźstwie twierdzą, że w starciach zginęło co najmniej 130 ludzi. (PAP)
ksaj/ mc/
4381 arch.