Prezydent Estonii zarzucił w piątek Rosji, że nie zdołała zmierzyć się z, jak się wyraził, "barbarzyńskim" dziedzictwem ZSRR, w tym z pięćdziesięcioletnią okupacją Estonii.
W wywiadzie udzielonym agencji Associated Press (AP) prezydent Toomas Hendrik Ilves powiedział, że deportacja dziesiątków tysięcy Estończyków w roku 1949 i trwająca pięć dekad okupacja to nie sprawa interpretacji, lecz faktów.
"Rosyjski rząd podkreśla spuściznę w kwestii zwycięstwa (Sowietów) w drugiej wojnie światowej... lecz całkowicie odrzuca jakiekolwiek powiązania z barbarzyńskimi, ohydnymi czynami tego samego reżimu, z jego zbrodniami przeciwko ludzkości" - powiedział 53-letni prezydent Ilves, który kształcił się w USA.
Powiedział, że zdecydowanie odrzuca wypowiedzi o treści: No cóż mamy inny punkt widzenia na historię". "Mówimy o tym, co się stało, o faktach" - powiedział prezydent Estonii na dwa dni przed wyborami parlamentarnymi.
Stosunki między Estonią a Rosją pogorszyły się w lutym, gdy estoński parlament przyjął ustawę o likwidacji "zakazanych budowli", czyli takich, które gloryfikują 50-letnią sowiecką okupację Estonii, w tym znajdującego się w Tallinie pomnika z brązu poświęconego żołnierzom radzieckim. Rosja ostro skrytykowała ustawę.
Prezydent Ilves zawetował ustawę, która znów trafi do parlamentu. O dalszym jej losie zadecyduje jednak już nowy parlament, który zostanie wyłoniony w wyborach 4 marca. (PAP)
mmp/ ro/ 5395 3734 3737 arch.