Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

"Fakt" w procesie z dr. G.: słowa ostre, bo wielka waga sprawy

0
Podziel się:

Użyliśmy ostrych słów, bo to była wyjątkowa
sprawa, porównywalna z "łowcami skór" w łódzkim pogotowiu - tak
użycie w "Fakcie" określeń "doktor śmierć", czy "bestia nie
lekarz" wobec kardiochirurga dr. Mirosława G. uzasadniała we
wtorek przed sądem współautorka artykułu.

Użyliśmy ostrych słów, bo to była wyjątkowa sprawa, porównywalna z "łowcami skór" w łódzkim pogotowiu - tak użycie w "Fakcie" określeń "doktor śmierć", czy "bestia nie lekarz" wobec kardiochirurga dr. Mirosława G. uzasadniała we wtorek przed sądem współautorka artykułu.

Magdalena Rubaj, dziennikarka "Faktu" zeznawała przed Sądem Okręgowym w Warszawie jako świadek pozwanych w procesie wytoczonym tej gazecie przez dr. G. Żąda on przeprosin i 500 tys. zł zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych. Pozwani chcą oddalenia pozwu, bo "Fakt" powoływał się na słowa wysokich urzędników państwowych, weryfikowane w innych źródłach.

Sprawa dotyczy publikacji "Faktu" z lutego 2007 r. pod tytułami: "Doktor zabijał w rządowym szpitalu" i "Oto ofiara doktora mordercy". Teksty ukazały się, gdy zatrzymano G., a ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i szef CBA Mariusz Kamiński na konferencji prasowej informowali o zarzutach. "Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie" - mówił Ziobro, co podchwyciło wiele mediów. Sam Ziobro podkreślał potem, że tak brzmiące zdanie jest wyjęte z kontekstu, a on nie chciał przesądzać o winie lekarza.

Rubaj zeznawała we wtorek, że konferencja prasowa Ziobry i Kamińskiego była dla niej głównym źródłem wiadomości o sprawie. "Dodatkowo weryfikowałam to u prokuratorów" - mówiła zastrzegając zarazem, że nie może ujawnić, u kogo, bo zobowiązała się do zachowania tego w tajemnicy.

"Jaki przyświecał wam cel?" - pytał sąd. "Chcieliśmy zrelacjonować tę sprawę, było to bardzo ważne wydarzenie, wspólna konferencja dwóch ministrów, którzy sformułowali bardzo poważne, bezprecedensowe zarzuty, że lekarz powodował śmierć pacjentów. To było porównywalne może tylko z aferą w łódzkim pogotowiu" - odparła dziennikarka.

Według niej, Ziobro przedstawił zarzuty wobec lekarza tak, "jakby te czyny zostały dokonane". "Była mowa i o tym, że takich przypadków jak ten jeden zgon pacjenta może być więcej i śledztwo to wykaże" - dodała.

"W artykułach używaliście bardzo mocnych sformułowań: +doktor śmierć+, +lekarz zabijał w rządowym szpitalu+. Tego nie było na konferencji prasowej" - dociekał pełnomocnik dr. G., mec. Adam Kośnik. "Użyliśmy ich, by oddać wagę sprawy. Mówiono, że lekarz miał się dopuszczać nie tylko przestępstw korupcyjnych, ale i powodować śmierć pacjentów" - brzmiała odpowiedź dziennikarki. Uznała ona, że pisanie o tym, iż lekarz mógł zabijać pacjentów, było działaniem w obronie społecznego interesu.

"Dziś w pani wypowiedziach jest większa doza wątpliwości niż wtedy, gdy publikowała pani artykuły o moim kliencie" - zauważył mec. Kośnik. "Bo wtedy ta sprawa była przedstawiona w sposób nie budzący wątpliwości, tak mówili o niej obaj ministrowie" - odpowiedziała Rubaj. Spytana, czy obecnie uważa, że dr G. jest zabójcą, odpowiedziała jedynie "nie mam takiej wiedzy".

"Czy pani zdaje sobie sprawę, że cykl artykułów o mnie spowodował krzywdę ludzką i śmierć wielu chorych? Odczuwa pani za to odpowiedzialność jako dziennikarz i jako człowiek?" - zapytał ją wówczas dr G. "Nie mam takiej wiedzy. Moja wiedza i ujęcie sprawy wynikały ze słów ministrów" - powtórzyła.

Proces odroczono do grudnia, kiedy ma zeznawać Ziobro, wezwany na wniosek pozwanej redakcji.

Za podobne sformułowania G. wytoczył proces cywilny "Super Expressowi". 31 lipca na pierwszej stronie tej gazety ukazały się przeprosiny redakcji za naruszenie dóbr osobistych kardiochirurga, przez przypisanie mu w tytułach artykułów przestępstw w sytuacji, gdy jego wina nie została udowodniona.

G. pozwał też do krakowskiego sądu samego Ziobrę za jego słowa z konferencji. Domaga się od niego przeprosin i 70 tys. zł zadośćuczynienia za naruszenie zasady domniemania niewinności.

Lekarz ze stołecznego szpitala MSWiA przez ponad rok był formalnie podejrzany o zabójstwo pacjenta, mobbing, znęcanie się nad osobą najbliższą; przedstawiono mu też niemal 50 zarzutów korupcyjnych opiewających na kwotę ok. 50 tys. zł. G. w maju 2007 r. opuścił areszt w którym spędził trzy miesiące - Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał bowiem, że mimo pięciu miesięcy śledztwa nie wykazano, by zachodziło "duże prawdopodobieństwo", iż umyślnie zabił on pacjenta.

Także prokuratura umorzyła wątek rzekomego zabójstwa i narażenia przez dr. G. na utratę życia innego chorego z powodu "niepopełnienia przez podejrzanego zarzucanych mu przestępstw". Do sądu ma zaś trafić akt oskarżenia wobec G. za pozostałe zarzuty. Lekarz nie przyznaje się do żadnego z zarzucanych mu czynów. Przed miesiącem zatrudniono go w prywatnym szpitalu św. Rafała w Krakowie, gdzie ma dobrać sobie współpracowników i zorganizować oddział kardiochirurgii.(PAP)

wkt/ malk/ mhr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)