Ratyfikacja Traktatu Lizbońskiego w drodze parlamentarnej, bez poddania go narodowemu referendum, nie przysparza chwały projektowi wspólnej Europy. To zwycięstwo obowiązku nad demokratycznym entuzjazmem - pisze we wtorek dziennik "Le Monde".
W poniedziałek dwie izby francuskiego parlamentu - Zgromadzenie Narodowe i Senat - na wspólnym posiedzeniu przyjęły zdecydowaną większością poprawkę do konstytucji, umożliwiającą ratyfikację Traktatu z Lizbony bez przeprowadzania referendum.
"Trzy lata temu Francuzi odrzucili projekt konstytucji europejskiej; teraz zostali starannie odsunięci od procedury, mimo protestów przeciwników traktatu, zwłaszcza na lewicy i skrajnej lewicy" - pisze "Le Monde".
Zdaniem dziennika "dobra logika demokratyczna nakazywałaby poddanie traktatu ponownemu rozpatrzeniu w referendum". Górę wziął jednak forsowany przez prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego pragmatyzm i obawa przed powtórzeniem klęski w referendum z 2005 roku.
"W ten sposób uratuje się Europę przed nową Berezyną (aluzja do odwrotu wojsk Napoleona - PAP), jeśli tylko wszystkie państwa unijne przyjmą traktat" - uważa "Le Monde".
Jednak według dziennika problem polega na tym, że wbrew nadziejom rządu francuskiego "trzy ostatnie lata nie przybliżyły Unii Europejskiej do narodów, które ją tworzą". W opinii gazety, nie jest także pewne, czy sam Traktat Lizboński wypełni to zadanie.
"Nawet jeśli traktat wzmacnia instytucje unijne pochodzące z wyboru, to przewidziane w nim reformy są dalekie od zapewnienia bardziej czytelnego funkcjonowania europejskiej maszynerii. W niektórych kluczowych kwestiach, jak kierowanie UE, można się nawet obawiać czegoś przeciwnego" - twierdzi "Le Monde".
Dodaje, że "trzeba czegoś więcej niż zręczność taktyczna, by nadać na nowo sens i dynamikę projektowi europejskiemu".
Szymon Łucyk (PAP)
szl/ mc/