Wojska brytyjskie opuściły w czwartek bazę w prowincji Majsan na południu Iraku, ostrzeliwaną niemal każdej nocy, i przygotowują się do dalekich wypraw na bagniste i pustynne tereny wzdłuż granicy irańskiej, gdzie będą wyłapywać przemytników broni.
Żołnierze z pułku Huzarów Królowej mają zastosować taktykę wypróbowaną po raz pierwszy przez słynną Pustynną Grupę Dalekiego Zasięgu (Long Range Desert Group), elitarną formację zwiadu i dywersji, która podczas drugiej wojny światowej walczyła w Północnej Afryce z niemieckim Afrika Korps marszałka Erwina Rommla.
Sześciuset żołnierzy przesiada się z czołgów Challenger i bojowych wozów piechoty Warrior na samochody terenowe Landrover uzbrojone w karabiny maszynowe. Pododdziały będą w ciągłym ruchu i mają otrzymywać zaopatrzenie z powietrza.
"Zmieniamy miejsce pobytu naszych sił, aby skupić się na strefie granicznej i reagować na meldunki o przemycie broni i ładunków wybuchowych domowej roboty [przydrożnych bomb-pułapek]" - powiedział rzecznik wojsk brytyjskich w Iraku, major Charlie Burbridge.
"Zamierzamy robić to, co Pustynna Grupa Dalekiego Zasięgu robiła w Północnej Afryce. Będziemy mieszkać na pustyni. Będziemy mobilni, co pozwoli nam atakować, kiedy zajdzie potrzeba. Naszym atutem będzie zaskoczenie" - dodał rzecznik.
Do czwartku Huzarzy Królowej stacjonowali w bazie Abu Nadżi koło Amary, stolicy prowincji Majsan, gdzie aktywna jest Armia Mahdiego, milicja podporządkowana radykalnemu i antyamerykańskiemu duchownemu szyickiemu Muktadzie as-Sadrowi.
Od samego początku, czyli od roku 2003, baza była często celem ataków moździerzowych i rakietowych, chociaż, jak powiedział Burbridge, ostrzał ten nie był zbyt groźny: rannych zostało kilku żołnierzy.
Major zdementował pogłoski, że Brytyjczycy poczuli się w Amarze zagrożeni, ale przyznał, iż ataki były jedną z przyczyn opuszczenia bazy. Drugi powód jest taki, że statyczna baza nie odpowiada charakterowi nowych zadań Huzarów Królowej.
"Rozumiemy, że milicje w prowincji Majsan podają to jako dowód, iż wyparto nas z Abu Nadżi, ale to nieprawda. Bardzo rzadko mieliśmy rannych" - dodał.
Nowa grupa bojowa ma liczyć 600 żołnierzy i - jak powiedział Burbridge - "będzie zaszywać się na bagnach i pustyni", aby ścigać przemytników broni. Dalszych 600 żołnierzy będzie wspierać grupę bojową z bazy w Basrze.
"Amerykanów niepokoi napływ broni przez granicę. Nie mówimy, że stoi za tym państwo [irańskie], ale granica biegnie tam przez rozległe tereny plemienne, a handel bronią jest dziś przedsięwzięciem bardzo lukratywnym" - tłumaczył rzecznik wojsk brytyjskich.
Oficjele amerykańscy i brytyjscy oskarżają Iran o zbrojenie szyickich milicji, które napadają na arabskich sunnitów i wojska koalicyjne.
Burbridge powiedział, że odpowiedzialność za codzienne bezpieczeństwo w prowincji Majsan przejmują teraz siły irackie, Podkreślił jednak, iż Brytyjczycy nie przekazali jeszcze całkowicie kontroli nad Majsanem.
Kilka godzin po opuszczeniu przez Brytyjczyków bazy Abu Nadżi pojawili się tam szabrownicy; żołnierze iraccy musieli strzelać w powietrze, aby ich przepędzić. Jednak według Burbridge'a huzarzy zostawili w bazie niewiele sprzętu.
W lipcu, kiedy wojsko brytyjskie przekazało irackim siłom bezpieczeństwa bazę w prowincji Musanna, też na południu Iraku, obiekt został natychmiast splądrowany przez miejscowe plemiona. Na bazarze w Samawie, stolicy Musanny, sprzedawano potem klimatyzatory pochodzące z bazy. (PAP)
xp/ ro/ 4219