Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Irak: Polski szpital wojskowy także dla miejscowych

0
Podziel się:

Szpital polowy w Diwanii, gdzie stacjonuje
dowództwo Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe, mieści się w
kilkunastu kontenerach otoczonych - jak wszystkie obiekty w obozie
Echo - zaporami z betonu i siatek wypełnionych piachem. Z
pomocy lekarzy, laborantów i pielęgniarek korzystają nie tylko
żołnierze, ale również okoliczni mieszkańcy, który inaczej nie
mają szans na właściwą opiekę medyczną.

Szpital polowy w Diwanii, gdzie stacjonuje dowództwo Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe, mieści się w kilkunastu kontenerach otoczonych - jak wszystkie obiekty w obozie Echo - zaporami z betonu i siatek wypełnionych piachem. Z pomocy lekarzy, laborantów i pielęgniarek korzystają nie tylko żołnierze, ale również okoliczni mieszkańcy, który inaczej nie mają szans na właściwą opiekę medyczną.

"Wtorki to dni otwartej bramy, kiedy przychodzą Irakijczycy. Jeśli leczenie musi trwać dłużej, mogą dostać skierowanie także na inny dzień i skorzystać z prześwietlenia, laboratorium lub porady specjalisty. Jednak nie zastąpimy szpitala miejskiego" - nie ma wątpliwości dowódca szpitala polowego płk Robert Salamon.

Mówi on, jak stosowane przez miejscowych lekarzy metody leczenia, gdzie indziej dawno zarzucone - np. wata na oparzelinę - utrudniają właściwą kurację. Ocenia, że szpital jest bardzo dobrze przygotowany do udzielania pomocy pourazowej. Korzystają z niej nie tylko ranni żołnierze.

Jedną z pacjentek jest właśnie młoda kobieta, która doznała poparzeń, gdy dolewała paliwa do piecyka. Ma poparzone 70-80 proc. powierzchni ciała. "Na szczęście oparzenia nie są głębokie, mam nadzieję, że uda się wyleczyć panią bez blizn, być może jednak będzie potrzebny jakiś przeszczep, to już jednak nie u nas" - mówi jej Salamon.

Wąskim chodnikiem między kontenerami przechadza się ojciec poszkodowanej, który dziękuje lekarzowi z wylewnością ludzi Wschodu. "Od teraz to jest pana córka" - powiada.

W jednym z kontenerów odpoczywa dziewczynka, której lekarze rozłączyli dwa palce jednej dłoni, zrośnięte wskutek wrodzonej wady. Jest w dobrym humorze, ale nie ma śmiałości rozmawiać z obcymi. Wkrótce przejdzie podobną operację drugiej dłoni.

Przeciętni Irakijczycy nie mają szans na przyzwoitą opiekę medyczną nie tylko z powodu skromnego wyposażenia szpitali i braku lekarzy znających nowoczesne metody. Jak mówi jeden z lekarzy, na miejscu można znaleźć wyposażenie, ale trzeba by płacić majątek za operację, materiały i opiekę pielęgniarską. Zdaniem płk. Salamona, należy więc prowadzić otwartą politykę i pomagać miejscowej ludności.

Podstawową pomoc dostarcza także nadal grupa współpracy cywilno- wojskowej CIMIC. Także w trakcie działań zbrojnych operacji "Czarny Orzeł" mającej uwolnić Diwaniję od tyranizujących ją ugrupowań CIMIC nie przerwał działalności. "Dostarczaliśmy wodę i żywność, kiedy normalne dostawy do miasta były niemożliwe, przekazywaliśmy pomoc przywożoną przez organizacje pozarządowe" - mówi Edyta Gorlicka z sekcji CIMIC.

Zapewnia, że nawet podczas działań nazywanych przez wojskowych "kinetycznymi", CIMIC był przyjmowany życzliwie.

Także szef grupy ppłk Andrzej Dylong mówi, że iracko-sojusznicza operacja nie spowodowała zaniechania żadnego projektu. "Wręcz przeciwnie, było bardzo dużo próśb o pomoc dla szpitali. Wiele zgłoszeń dotyczy szkód powstałych wskutek operacji. Sprawdzamy je i rozpatrujemy możliwość zadośćuczynienia" - dodaje.

Dostarczycielami pomocy rozprowadzanej przez CIMIC są amerykańskie wojsko, organizacje pozarządowe, a także polska administracja - w tym województwa dolnośląskie i poznańskie. Rzeczy, których ciągle brakuje, to podstawowe środki higieny, żywność, woda, odzież, przybory szkolne, materace i koce.

Mieszkańcy Diwanii potrzebują też pomocy w transporcie do szkół i szpitali osób z miejscowości położonych kilkadziesiąt kilometrów od miasta.

Jakub Borowski (PAP)

brw/ awl/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)