Ekipy ratowników wyciągały w piątek zwłoki z ruin domów we wschodniej części Bagdadu, gdzie w czwartek wieczorem seria eksplozji zabiła w ciągu pół godziny przeszło 60 osób i raniła prawie 300.
Atak nastąpił w kilka godzin po ogłoszeniu przez premiera Nuriego al-Malikiego, że wojsko i policja iracka przejmą z końcem roku odpowiedzialność za bezpieczeństwo większości prowincji kraju.
Liczba ofiar wzrosła w piątek rano do 64 zabitych i 286 rannych, gdy ratownicy wznowili przeszukiwanie gruzów.
Celem ataku były osiedla zamieszkane głównie przez szyitów i kontrolowane przez szyickie milicje. Arabscy sunnici oskarżają je, że nocą przeobrażają się w "szwadrony śmierci" i mordują sunnitów.
Seria eksplozji wstrząsnęła wschodnim Bagdadem w czwartek między 18.00 i 18.30. Według policji bomby samochodowe wybuchły na jednym z bazarów i na tyłach centrali telefonicznej, a na kilka osiedli spadły pociski moździerzowe i rakietowe.
Inną wersję wydarzeń przedstawił w czwartek późnym wieczorem dyrektor Departamentu Walki z Terroryzmem w irackim MSW gen. Dżihad Liaabi. Powiedział, że zamachowcy wynajęli kilka dni temu mieszkania i sklepy w wybranych budynkach, umieścili tam bomby i w czwartek zdalnie je zdetonowali.
Korespondent agencji Reutera pisze, że nie wiadomo, na jakiej podstawie generał Liaabi doszedł do takiego wniosku w cztery godziny po ataku. Nie wydaje się, aby eksperci mogli tak szybko zbadać wszystkie miejsca wybuchów.
Jednak Hamza Ali z suku (bazaru) w dzielnicy Al-Amin, uszkodzonego przez eksplozje, nie wykluczył w piątek, że ktoś wcześniej podłożył bomby. "Jacyś ludzie dopiero co wydzierżawili sklep za nami" - powiedział. Hamza Ali miał obandażowaną głowę. Obok sklepikarze usuwali gruz, wyciągali spod niego towar i sprawdzali, czy nadaje się do sprzedaży.
Z ruin budynków mieszkalnych ludzie wynosili dobytek w tobołkach z koców. Ulice były zasłane gruzem, przy krawężnikach stały wraki spalonych samochodów.
W szpitalu Kindi, jednym z czterech, do których zwożono rannych, leżało w piątek kilkadziesiąt ofiar zamachów. W jednej z sal lekarze wywozili na wózku mężczyznę z obandażowaną nogą. "Powoli, powoli" - błagał ranny, krzycząc z bólu.
Według wstępnych danych irackiego Ministerstwa Zdrowia, w sierpniu zginęło w Bagdadzie około 550 ludzi, wobec około 1500 w lipcu. (PAP)
xp/ ap/ gma/
7585 2046 2409