Co najmniej cztery osoby zginęły, a 20 zostało rannych, kiedy pod gmachem sądu w Cali na zachodzie Kolumbii eksplodował samochód-pułapka - poinformowały w poniedziałek władze.
Bomba uszkodziła kilka pięter budynku sądu i zniszczyła pobliskie sklepy. Ciśnięty eksplozją wrak samochodu przetoczył się główną ulicą miasta.
Władze obarczyły odpowiedzialnością za atak FARC - marksistowską partyzantkę walczącą z rządem w Bogocie.
"Tylko terroryści z FARC mogli dokonać czegoś takiego" - mówił szef miejscowej policji Gustavo Ricaurte.
Za rządów prezydenta Alvaro Uribe, zagorzałego przeciwnika FARC, ataki tej organizacji nasiliły się. Z pomocą Amerykanów prezydent rozpoczął ofensywę mająca wyprzeć rebeliantów w niedostępne, górzyste rejony dżungli.
Ataki terrorystyczne w dużych miastach stały się rzadsze, ale walki wciąż trwają w regionach wiejskich, zwłaszcza tam, gdzie uprawia się krzewy koki i wytwarza kokainę.
Oddziały FARC są aktywne w okolicach Cali i pobliskiego portu Buenaventura, leżącego na szlaku, którym przerzuca się kokainę do USA i Meksyku.
Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC) prowadzą rebelię od 1966 roku. Początkowo organizacja walczyła w imię ideałów marksistowskich, zaczęła jednak stosować metody terrorystyczne. Z czasem jej głównym źródłem utrzymania stał się handel narkotykami. FARC, uważana przez USA i Unię Europejską za organizację terrorystyczną, przetrzymuje kilkuset zakładników, zarówno dla okupu, jak i na wymianę za uwięzionych rebeliantów.
Dzięki nieustępliwej polityce prezydenta Uribe, wspieranej finansowo przez Waszyngton, silną niegdyś partyzantkę udało się uszczuplić i zepchnąć do defensywy. (PAP)
keb/ mc/ 3657