Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Kraków: Zakończył się kolejny proces w sprawie gangu "Marchewy"

0
Podziel się:

Przed krakowskim Sądem Okręgowym zakończył się
we wtorek kolejny proces domniemanego gangu "Marchewy" w sprawie
śmiertelnego pobicia ochroniarza z klubu "Ajka" w Skawinie w 1996
roku. Jest to już czwarty proces w tej sprawie; w ciągu prawie
jedenastu lat sprawa nie zakończyła się prawomocnym wyrokiem.

Przed krakowskim Sądem Okręgowym zakończył się we wtorek kolejny proces domniemanego gangu "Marchewy" w sprawie śmiertelnego pobicia ochroniarza z klubu "Ajka" w Skawinie w 1996 roku. Jest to już czwarty proces w tej sprawie; w ciągu prawie jedenastu lat sprawa nie zakończyła się prawomocnym wyrokiem.

Prokurator zażądał dla pięciu oskarżonych kar od dwóch do czterech lat pozbawienia wolności za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Oskarżeni i ich obrońcy wnosili o uniewinnienie. Wyrok zostanie ogłoszony w przyszłym tygodniu.

Trzy poprzednie procesy w tej sprawie kończyły się uchyleniem wyroków przez Sąd Apelacyjny. Odnośnie drugiego procesu wypowiadał się również Sąd Najwyższy, uchylając w kasacji kary dla wszystkich oskarżonych i zalecając ponowne rozpoznanie sprawy.

Sprawa dotyczy najazdu kilkunastu napastników na restaurację "Ajka" w Skawinie 18 października 1996 roku. Ranny w starciu ochroniarz zmarł po dwóch dniach w szpitalu.

Przy konstruowaniu aktu oskarżenia prokuratura skorzystała z zeznań trzech świadków incognito. Zdaniem jednego z nich, tłem wydarzeń była walka Jacka M. ps. Marchewa o wpływy na rynku prostytucji. Tego wątku nigdy nie udało się potwierdzić przed sądem.

W trakcie pierwszego procesu oskarżeni nie przyznali się do winy, jedynie Grzegorz S., ps. Sabra, potwierdził, że uderzył ochroniarza w głowę. W 1998 roku krakowski sąd skazał siedmiu członków domniemanego gangu "Marchewy" na kary od 3 do 13 lat więzienia. Ten wyrok został częściowo zmieniony w styczniu 1999 roku przez Sąd Apelacyjny.

Sąd Apelacyjny zmniejszył wyroki trzem oskarżonym, w stosunku do czterech - w tym Jacka M. - wyrok uchylił i skierował do ponownego rozpoznania. Jednym z powodów były skargi obrońców na nadmierne utajnienie zeznań świadków incognito.

Po ponownym procesie w maju 2000 r. sąd uznał winę czterech oskarżonych i skazał ich na kary od trzech i pół do pięciu lat pozbawienia wolności. Zdaniem sądu, wina oskarżonych została udowodniona, a sprzeczności w zeznaniach trzech świadków incognito, na które powoływali się obrońcy, wynikają z dynamiki zdarzenia. Sąd Apelacyjny również nie utrzymał w mocy tego wyroku, m.in. uniewinniając Jacka M.

Z takim rozstrzygnięciem nie zgodził się z kolei Sąd Najwyższy, rozpatrujący kasację prokuratury. Sąd Najwyższy dopatrzył się niedociągnięć w pracy sądu drugiej instancji, m.in. tego, że przed ogłoszeniem wyroku sędziowie nie zapoznali się w tajnej kancelarii z zeznaniami świadków incognito. Uznał także, że nadmierne utajnienie zeznań tych świadków ograniczyło prawo oskarżonych do obrony. Uchylił wyrok w stosunku do wszystkich oskarżonych i sprawa wróciła do ponownego rozpoznania przez Sąd Okręgowy.

W trzecim procesie sąd, stosując się do zaleceń kasacji, zrezygnował z powodów formalnych z jednego ze świadków incognito. Korzystał za to z zeznań świadka koronnego. Na tej podstawie w czerwcu 2005 roku uznał winę wszystkich siedmiu oskarżonych i skazał ich na kary od dwóch do czterech lat pobawienia wolności. Tylko Grzegorz S., ps. Sabra, za śmiertelne pobicie ochroniarza, otrzymał karę 10 lat pozbawienia wolności.

Również ten wyrok nie uprawomocnił się w wyniku kasacji i sprawa wróciła do ponownego rozpoznania. W toku czwartego procesu sprawę dwóch oskarżonych wyłączono do odrębnego postępowania i sąd zaczynał proces od nowa.

W trakcie postępowania sądowego oskarżony Jacek M. złożył skargę do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, m.in. na zbyt długi okres aresztowania. Została ona przyjęta do rozpoznania.

Jacek M. cały czas zaprzeczał doniesieniom mediów, jakoby był przywódcą jednej z krakowskich grup przestępczych. Siebie samego przedstawiał jako zwykłego biznesmena i skarżył się razem z przyrodnim bratem Markiem D., że policja jest do nich uprzedzona.

W ubiegłym roku kontaktował się z mediami po sierpniowej strzelaninie w barze przy ul. Sarmackiej, w której sprawca Adam B. zastrzelił trzy osoby, a potem siebie. Jacek M. informował wtedy, że sprawca strzelaniny już wcześniej groził innym osobom pozbawieniem życia i że jego zachowanie opisał w liście do ministra sprawiedliwości; krytykował także fakt, że Adam B. otrzymał pozwolenie na broń. Za nieprawidłowości w tej sprawie stanowisko stracił ówczesny naczelnik CBŚ.

Tymczasem w kwietniu krakowski sąd aresztował Jacka M. i jego przyrodniego brata Marka D. pod zarzutem zorganizowania i kierowania grupą przestępczą, zajmującą się fikcyjnym przejmowaniem upadających firm na szkodę ich wierzycieli.

Według prokuratury i krakowskiego CBŚ grupa w latach 2001-2007 przejęła w całym kraju co najmniej 300 upadających firm. Mechanizm przestępstwa polegał na wyszukiwaniu zadłużonych firm, także poprzez ogłoszenia zamieszczane w prasie, kupowaniu ich przez podstawione osoby, a następnie wyprzedaży majątku z pominięciem wierzycieli.

Zdaniem policji, grupa działała na dwóch płaszczyznach: jedną, o charakterze ekonomicznym, kierował Marek D., drugą - zajmująca się handlem narkotykami, prostytucją - Jacek M.(PAP)

hp/ wkr/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)