Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Liban: Sytuacja polityczna i wojna w Syrii odbijają się na turystyce

0
Podziel się:

Położony nad M. Śródziemnym i graniczący z Syrią oraz Izraelem Liban jeszcze
kilka lat temu uważany był za Paryż Bl. Wschodu. Każdy turysta mógł znaleźć tu coś atrakcyjnego dla
siebie: plaże i góry, ruiny starożytnych miast, a Bejrucie setki galerii, barów, restauracji.

Położony nad M. Śródziemnym i graniczący z Syrią oraz Izraelem Liban jeszcze kilka lat temu uważany był za Paryż Bl. Wschodu. Każdy turysta mógł znaleźć tu coś atrakcyjnego dla siebie: plaże i góry, ruiny starożytnych miast, a Bejrucie setki galerii, barów, restauracji.

Według danych ministerstwa turystyki po wojnie domowej w latach 1975-1990, która odbiła się katastrofalnie na gospodarce Libanu, turyści stopniowo zaczęli odzyskiwać zaufanie do tego kraju. Niezrażeni turbulencjami politycznymi, choćby takimi jak "cedrowa rewolucja" po zabójstwie premiera Rafika Haririego w 2005 r., czy konflikt zbrojny w 2006 r. pomiędzy Hezbollahem, najsilniejszą polityczno-militarną organizacją w Libanie, a Izraelem, turyści z całego świata licznie przyjeżdżali do Libanu.

W 2010 r. całkowita liczba odwiedzających przekroczyła dwa miliony - najwięcej z krajów arabskich, w tym z Jordanii, Arabii Saudyjskiej, Kuwejtu czy Iraku. Na drugim miejscu uplasowała się Europa: w 2010 r. Liban odwiedziło ponad pół miliona Europejczyków, w tym prawie 5 tysięcy obywateli z Polski.

Tocząca się od dwóch lat wojna domowa w Syrii i jej destabilizujący wpływ na sytuację polityczną w Libanie zmieniły jednak ten pozytywny trend. Ataki rakietowe na przygraniczne miasta, walki w Trypolisie, jak również zaangażowanie militarne w Syrii - z jednej strony Hezbollah popierający reżim Baszara el-Asada, a z drugiej bojówki sunnickie wspierające rewolucjonistów - odstraszają turystów.

W 2012 r. ministerstwo turystyki odnotowało spadek o ponad 30 proc. - w porównaniu do 2010 r. - liczby osób odwiedzających Liban w celach turystycznych. Nie ma jeszcze dostępnych statystyk z roku 2013, jednak łatwo zauważyć, że główne ośrodki turystyczne Libanu świecą pustkami.

W ubiegłym tygodniu przedstawiciele biznesu ostrzegli rządzących, że jeśli nie zaprzestaną waśni politycznych doprowadzą do ucieczki z kraju kapitału zagranicznego i inwestorów. Przewodniczący libańskiej Izby Gospodarczej Mohammad Chucair powiedział na forum ekonomicznym w Bejrucie, że jeśli sytuacja nie zmieni się Libanowi grozi całkowita recesja i stagnacja.

Josi Abed, właściciel kultowej restauracji "Pepe" w mieście Byblos na wybrzeżu Morza Śródziemnego, potwierdza w rozmowie z PAP, że najbardziej brakuje turystów z krajów arabskich. "Europejczycy mają bardziej ograniczone budżety, ale wciąż przyjeżdżają, natomiast kraje Zatoki Perskiej bojkotują Liban z powodów politycznych"- wyjaśnia.

Dziadek Josiego Abeda niezwykle zasłużył się dla rozwoju turystyki w regionie oraz popularyzacji samego Byblos. "Był bogatym ekscentrykiem i już czterdzieści lat temu organizował imprezy taneczne w bikini na plażach Libanu, walki kogutów, wyścigi żółwi. Byblos odwiedzali na jego zaproszenie prezydenci państw i gwiazdy filmowe, takie jak Brigitte Bardot czy Marlon Brandon" - mówi z dumą.

Libanu jednak nie bali się Polacy Piotr i Agnieszka, którzy przyjechali wraz z kilkuletnim synem; mówią, że bardzo im się kraj podoba i wiedzą, jak się po nim poruszać, nie mają zatem obaw co do bezpieczeństwa. "Jeśli tylko sytuacja polityczna byłaby bardziej stabilna poleciłbym Liban każdemu" - dodaje Piotr.

Do niedawna dużą popularnością cieszyło się muzeum wojny stworzone przez Hezbollah na południu Libanu, w pobliżu miejscowości Mleeta. Usytuowane na terenie będącym ważną bazą wojskową bojowników Hezbollah, zostało otwarte w 2010 r., aby upamiętnić 10. rocznicę wycofania się wojsk izraelskich z południowego Libanu. Dziś przyciąga pasjonatów współczesnej historii regionu, takich jak Erin zbierająca materiały pracy doktorskiej. "To bardzo ciekawe miejsce i pozwala spojrzeć na wydarzenia ostatnich lat z innej perspektywy" - dodaje.

Wjeżdżając na terytorium będące pod wyłączną kontrolą organizacji odnosi się wrażenie, jakby było się w innym państwie. Wzdłuż głównych ulic powiewają żółte flagi z logiem partii odnoszącym się do jej nazwy ("Partia Boga") oraz portrety jej przywódcy Hasana Nasrallaha.

Hezbollah powstał w 1982 roku podczas libańskiej wojny domowej, kiedy to władze irańskie wysłały do Libanu - okupowanego wówczas przez wojska izraelskie - elitarną jednostkę mającą za zadanie stworzenie antyizraelskiego ruchu oporu w południowej części kraju. Aktualnie Hezbollah to jedna z głównych sił politycznych i wojskowych; kontroluje znaczną część terytorium Libanu.

Alex Potter, 23-letnia amerykańska fotoreporterka, przyjechała do Bejrutu, aby uczyć się arabskiego. Jednak od początku roku zaczęła dokumentować konflikt zbrojny pomiędzy alawitami i sunnitami na północy kraju - w Trypolisie. Miasto to do niedawna było ważnym ośrodkiem turystycznym, gdzie, inaczej niż w luksusowym Bejrucie, można było poczuć prawdziwą atmosferę Bliskiego Wschodu. Dziś brutalne walki między zwolennikami i przeciwnikami reżimu w Syrii powodują, iż lokalne media nazywają Trypolis Kandaharem, nawiązując tym samym do afgańskiego miasta, z którego wywodzą się Talibowie i gdzie regularnie dochodzi do aktów przemocy.

Młoda francuska dziennikarka Lea Ducle, odbywająca staż w dzienniku "L'Orient le Jour", wybrała Liban - jak twierdzi - ze względu na jego bogate życie kulturalne i artystyczne.

"Libańczycy to niezwykły naród. Historia wiele ich nauczyła, a kolejne wojny i konflikty spowodowały, że - niezależnie od destabilizacji politycznej - ludzie cieszą się dniem dzisiejszym" - mówi w rozmowie z PAP. Ducle uważa, że sytuacja na miejscu wygląda znacznie spokojniej niż można byłoby się spodziewać, czytając zachodnie media. "Z perspektywy Bejrutu wojna wydaje się dosyć odległa" - dodaje.

Z Bejrutu Beata Oleksy (PAP)

beo/ ro/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)