Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Małopolska: Prokuratura powoła biegłych ws. wypadku i śmierci kolonisty

0
Podziel się:

Prokuratura Rejonowa w Muszynie (Małopolska)
powoła biegłych, by ocenili sposób leczenia i postępowania z
kolonistą, który zmarł po wypadku - poinformował PAP we wtorek
prokurator rejonowy Ludwik Huzior.

Prokuratura Rejonowa w Muszynie (Małopolska) powoła biegłych, by ocenili sposób leczenia i postępowania z kolonistą, który zmarł po wypadku - poinformował PAP we wtorek prokurator rejonowy Ludwik Huzior.

Prokuratura będzie oczekiwała m.in. odpowiedzi na pytanie, czy chłopcu udzielono prawidłowej opieki lekarskiej i czy zachowano odpowiednie procedury w celu zapewnienia jak najszybszej specjalistycznej pomocy.

Zbadana będzie także kwestia, dlaczego nie wezwano do chłopca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, tylko przewożono go dwoma karetkami i czy było wskazanie do wezwania helikoptera.

Jednym z materiałów dowodowych, na których będą opierali się biegli będzie zapis rozmów ratowników na temat leczenia i transportu Kamila.

Do wypadku doszło 15 lipca na terenie ośrodka wypoczynkowego w Szczawniku koło Muszyny. 12-letni Kamil z Ostrowca Świętokrzyskiego został przygnieciony na boisku przez bramkę, na której się huśtał. Chłopiec z obrażeniami klatki piersiowej trafił najpierw do szpitala w Krynicy, a potem do szpitala w Nowym Sączu, gdzie późnym popołudniem zmarł.

Dziennik "Polska - Gazeta Krakowska" opublikował we wtorek zapis rozmów ratowników dotyczących transportu chłopca. "Kamil umierał w karetce w czwartej godzinie od wypadku. 120 minut trwałby transport lotniczy dziecka do szpitala w Krakowie" - podaje gazeta w artykule "Ujawniamy zapis straconych minut. Oni dzwonili, Kamil umierał".

"Dlaczego więc nikt z Centrum Powiadamiania Ratunkowego oraz ze szpitala w Krynicy nie wezwał helikoptera?" - pyta gazeta. Cytuje dyrektora krynickiej lecznicy Marka Surowiaka, który twierdzi, że "wezwanie śmigłowca wymaga skomplikowanej i długotrwałej procedury".

Tymczasem - twierdzi gazeta - wystarczy jeden telefon. "Jesteśmy gotowi do lotu w 180 sekund" - mówił gazecie dyrektor Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Robert Gałązkowski.

Jak podaje gazeta, wypadek wydarzył się ok. godz. 13.20. Około godz. 14.10 ranny trafił do lecznicy w Krynicy. Tam zdecydowano, że trzeba przewieźć go do odległego o 40 km Nowego Sącza w celu wykonania dokładnej diagnostyki. Po drodze, ok. godz. 16.45 w miejscowości Łabowa przenoszono jeszcze chłopca do innej karetki, potem próbowano reanimować po dotarciu do szpitala, ale o godz. 18 lekarze stwierdzili zgon.

Dziecko wyruszyło w podróż przytomne, kryzys nastąpił zaraz po przeniesieniu do drugiej karetki.

Jak poinformował PAP prok. Huzior, prokuratura uzyskała już od sądu zwolnienie lekarzy z tajemnicy lekarskiej. Po uprawomocnieniu się tej decyzji, na początku sierpnia rozpoczną się przesłuchania lekarzy. Potem zebrany materiał dowodowy trafi do biegłych.

Rzecznik resortu zdrowia Jakub Gołąb powiedział we wtorek PAP, że w takich sytuacjach trzeba wzywać Lotnicze Pogotowie Ratunkowe.

"Wbrew powszechnemu przekonaniu użycie śmigłowca do transportu chorego nie jest drogie - koszt wynosi około 600 zł. Nieprawdą jest, że procedury wzywania pogotowia lotniczego są skomplikowane. Dyspozytorzy zbyt rzadko wzywają śmigłowce do transportu chorych, których życie lub zdrowie jest zagrożone, chociaż ich użycie jest finansowane przez Ministerstwo Zdrowia. Nadal istnieje mit, że pogotowie lotnicze jest bardzo drogie i przeznaczone do szczególnych zadań - to się musi zmienić, ponieważ śmigłowce mają ratować życie i zdrowie chorych" - powiedział Gołąb.(PAP)

hp/ pro/ wkr/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)