Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Mazury: Pierwsza w Polsce łódź dla niepełnosprawnych

0
Podziel się:

Niepełnosprawny żeglarz Dariusz Galanty zwodował w piątek na jeziorze
Kisajno w Giżycku pierwszą w Polsce łódź motorową w pełni przystosowaną do potrzeb osób
niepełnosprawnych. "Przełamałem kolejną barierę" - powiedział o swoim pomyśle.

Niepełnosprawny żeglarz Dariusz Galanty zwodował w piątek na jeziorze Kisajno w Giżycku pierwszą w Polsce łódź motorową w pełni przystosowaną do potrzeb osób niepełnosprawnych. "Przełamałem kolejną barierę" - powiedział o swoim pomyśle.

"Mieszkam w domu przystosowanym do moich potrzeb, mam samochód, którym mimo swojego kalectwa mogę normalnie jeździć, a teraz jeszcze mam jacht, o jakim marzyłem. Spełniło się moje marzenie, jestem szczęśliwy i już się nie wstydzę tak jak kiedyś mojego kalectwa" - mówił Galanty, gdy wysiadł z łodzi po pierwszym - kilkuminutowym - rejsie po zatoce Tracz na Kisajnie.

Łódź Dariusza Galanty nazywa się "Marije", ma ponad 8 metrów długości i blisko 3 metry szerokości. Od pozostałych motorówek pływających po Mazurach różni się zamontowanym na rufie trapem, po którym jej właściciel wjeżdża wózkiem inwalidzkim na pokład. Ten jest na tyle szeroki, że można po nim nie tylko jeździć, ale i manewrować na wózku inwalidzkim.

Przy zejściu pod pokład "Marije" ma poręcze, a wszystkie sprzęty wewnątrz tj. lodówka, kuchenka, zlew, kran zamontowane są na takiej wysokości, która pozwala swobodnie z nich korzystać osobie siedzącej na wózku.

"Ręczę, że na tym jachcie będą się dobrze czuły wszelkie osoby niepełnosprawne, zniedołężniałe, starsze, czy dzieci. Skoro ja się czuję na nim bezpiecznie, każdy może się tak czuć" - mówił Galanty i zachęcał do przejażdżek tych, "którzy z perspektywy wody nie widzieli jeszcze, jakie piękne są Mazury".

Dariusz Galanty budował "Marije" pół roku, opierając się na własnych doświadczeniach i pomysłach. "Dostosowywałem i wykorzystałem na niej sprzęty i urządzenia, które montowane są na wielu typach łódek, ale jeszcze nigdy nie były w takiej konfiguracji. Szalenie trudno np. było znaleźć odpowiednio niską lodówkę" - przyznał.

Galanty pływał po Mazurach od lat, ale wnoszenie i znoszenie go na i z pokładu przez innych wiązało się dla niego z bólem - choruje na ciężką postać hemofilii. "Poza tym zawsze miałem ten dyskomfort, że nie mogłem być na wodzie tyle, ile chciałem, tylko tyle, by na molo był ktoś, kto mnie ściągał z łodzi" - przyznaje. Dlatego wpadł na pomysł budowy przyjaznego mu jachtu. Składał zamówienie w kilku stoczniach, ale wszystkie odmówiły realizacji jego pomysłu tłumacząc się, że może okazać się nierentowny.

Zimą, za oszczędności i pożyczki, Galanty rozpoczął budowę własnej łodzi. Jednocześnie złożył wniosek o dofinansowanie jego pomysłu przez Urząd Pracy w Giżycku. Gdy praca przy łodzi dobiegała półmetka okazało się, że urzędowi zabrakło środków na grant dla Galantego. Mimo to żeglarz zapożyczył się i kontynuował prace. Liczył się jednak z tym, że po sezonie sprzeda "Marije", by spłacić zaciągnięte pożyczki.

Na początku wakacji, gdy "Marije" była prawie gotowa, Urząd Pracy ponownie wynegocjował umowy z tymi, którym przyznał granty i w ten sposób "uzbierał" 17 tys. zł. Kolejne 28 tys. dołożyło Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Giżycku i w ten sposób żeglarz dostał dotację, o jaką zabiegał blisko pół roku.

"Dzięki tym pieniądzom spłaciłem większość długów. Zostało mi tylko 20 tys. pożyczki, ale gdy ten, kto mi pożyczył te pieniądze zobaczył, jak się sprawy mają, sam zaproponował mi odroczenie spłaty o rok. Tak więc połowę pracy, tj. zbudowanie jachtu, mam za sobą. Teraz zabieram się za zarabianie na nim" - powiedział po zwodowaniu łódki Galanty.

W piątek w porcie żeglarzowi towarzyszyła jego piątka dzieci i ojciec Franciszek. (PAP)

jwo/ wkr/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)