Białoruskie MSZ oceniło w niedzielę, że Unia Europejska i USA "znajdują się na krawędzi antybiałoruskiej histerii". Wezwało do "wstrzymania prób destabilizowania sytuacji na Białorusi".
Rzecznik białoruskiego MSZ Andrej Papou podkreślił w oświadczeniu dla prasy, że Unia i Stany Zjednoczone, komentując sytuację na Białorusi, "starają się przedstawić swoje życzenia za rzeczywistość". Według niego, oznacza to, że albo pozwalają się wprowadzać komuś w błąd, albo sami wprowadzają w błąd swoje społeczeństwa.
Papou zaznaczył, że białoruska milicja "przejawiła opanowanie i cierpliwość, nie przeszkadzając w przeprowadzeniu wiecu (opozycji) i nie podejmując kroków, by go przerwać".
Podkreślił, że "spokojny przebieg zgromadzenia naruszyło wezwanie jednego z liderów opozycji Alaksandra Kazulina do siłowego obalenia legalnej władzy i marszu na instytucję MSW".
Rzecznik wezwał UE i USA, by zwróciły uwagę, że "nawet popierany przez nich kandydat na prezydenta" nazwał wezwanie Kazulina prowokacją.
Papou wskazał też, że na "zakrojone na szeroką skalę użycie siły", w tym armatek wodnych i gazu łzawiącego, przez policję przeciw demonstrantom "w stolicy jednego z większych państw Unii Europejskiej". Miał niewątpliwie na myśli francuskie protesty przeciwko reformie prawa pracy.
"Usilnie radzimy USA i UE, by stosowały jednakowe dla wszystkich normy oceny działania organow ochrony prawa zarówno na Białorusi, jak i we własnych krajach" - napisał rzecznik białoruskiego MSZ.(PAP)
kar/ kan/