Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski (PO) zgadza się ze środową decyzją Sądu Okręgowego w Warszawie, który zwrócił IPN akta oskarżenia wobec autorów stanu wojennego.
Jego zdaniem, środowa decyzja pokazuje jednak, że "sąd najwyraźniej nie ma ochoty" zajmować się tą sprawą.
Sąd Okręgowy w Warszawie zwrócił w środę do IPN akta oskarżenia za stan wojenny z 1981 r. wobec m.in. Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka i Stanisława Kani. Sąd przychylił się tym samym do wniosku obrony m.in. Jaruzelskiego i Kani, by śledczy IPN uzupełnili "istotne braki" śledztwa.
Sąd uznał, że są one na tyle istotne, że ich usunięcie podczas procesu powodowałoby trudności i znaczne opóźnienie przewodu; sąd musiałby zaś wtedy pełnić rolę organu śledczego.
"Ja się generalnie z decyzjami sądu zgadzam. Sąd ma informacje, akta, dane. To, że nie było kompletu materiałów, to nie przesądza niczego, można to uzupełnić" - powiedział w środę PAP Niesiołowski.
Jak dodał, zgadza się, że na temat realności groźby interwencji radzieckiej w 1981 roku powinni wypowiedzieć się historycy, a nie sąd. Zdaniem wicemarszałka, nierealne jest jednak przesłuchanie byłych przywódców innych państw, o co zwrócił się w środę do IPN warszawski sąd.
"Ten postulat jest niemożliwy do spełnienia" - ocenił polityk PO.
Sąd nakazał IPN powołanie zespołu biegłych historyków do oceny sytuacji Polski w latach 1980-1981 i realności groźby interwencji ZSRR; zwrócenie się do zagranicznych archiwów (m.in. Rosji i USA) o dokumenty oraz przesłuchanie nowych świadków (m.in. Lecha Wałęsę, ówczesnych - sekretarza KC KPZR Michaiła Gorbaczowa, premier Wlk. Brytanii Margaret Thatcher, kanclerza Niemiec Helmuta Schmidta i doradców prezydentów USA - Zbigniewa Brzezińskiego i Richarda Pipesa). (PAP)
mkr/la/ mow/