W kopercie, którą pozostawiłam w gabinecie dr. Mirosława G. były tylko wyniki moich badań -zapewnia jedna z oskarżonych o wręczenie lekarzowi łapówki.
Podstawą oskarżenia Teresy P. jest film z ukrytej kamery z gabinetu G, na którym widać jak ma ona podawać lekarzowi kopertę - dlatego prokuratora zarzuca kobiecie "wręczenie korzyści majątkowej o nieustalonej kwocie".
Kobieta zapewniała w sądzie, że nie było tam żadnych pieniędzy, lecz wyniki badań męża, które były potrzebne przed operacją kardiologiczną. Na pokazanym jej filmie nawet się nie rozpoznała. Dodawała, że nie wiedziała nawet, iż osobą w gabinecie lekarskim jest dr G. "Poznałam go w telewizji, jak mówili, że jest on posądzany o korupcję" - mówiła.
Inny oskarżony - Tadeusz K. nie przyznał się do przestępstwa wręczenia korzyści majątkowej. Zarazem potwierdził, że zostawił G. w gabinecie kopertę z tysiącem zł, co uznaje do dziś za "upominek" za udaną operację żony. Dodał, że G. "nie mówił o żadnych pieniądzach".
Sąd uchylił pytanie prokuratora do K., czy taki sam upominek dałby za załatwienie jakiejś sprawy w urzędzie. W śledztwie K. okazano nagranie z ukrytej kamery z gabinetu G. - oskarżony rozpoznał siebie, jak kładzie kopertę.
K. oświadczył, że był zaskoczony zatrzymaniem przez CBA. "To było o 7 rano, a żona w ciężkim stanie po operacji" - skarżył się sądowi K. Przyznał jednak, że nie złożył skargi na CBA. (PAP)
sta/ wkt/ jbr/