Sąd Apelacyjny w Katowicach za zgodne z prawdą uznał oświadczenie lustracyjne byłego wiceministra środowiska, posła i prezydenta Raciborza Andrzeja Markowiaka. Utrzymał w mocy wcześniejsze orzeczenie Sądu Okręgowego w Gliwicach. Wyrok jest już prawomocny.
O korzystnym dla siebie finale sprawy poinformował w czwartek wieczorem PAP sam Markowiak; informację potwierdził naczelnik pionu lustracyjnego w katowickim IPN, Andrzej Majcher.
"Wiem, że sąd utrzymał wcześniejsze orzeczenie, ale mam tylko taką suchą informację - nie wiem, jak to uzasadniał" - powiedział prok. Majcher.
Postępowanie toczyło się w trybie postępowania autolustracyjnego. Czwartkowy wyrok dotyczył orzeczenia gliwickiego sądu z lutego tego roku, które zaskarżył IPN.
"Wreszcie koniec, chyba że IPN skorzysta z kasacji. Nikomu nie życzę tego, co mnie spotkało w ciągu ostatnich trzech lat" - powiedział Markowski.
Wyraził też przekonanie, że IPN "nie potrzebuje prawdy, tylko potrzebuje ofiar". "Jako podatnik płacę też na tę instytucję i kiedy patrzę, jak ona działa, to mnie to złości; nie przez pryzmat moich doświadczeń, ale złości mnie wszystko, co jest marnotrawstwem pieniędzy publicznych" - dodał.
Majcher, pytany o ewentualną skargę kasacyjną przypomniał, że to instytucja przewidziana w bardzo wyjątkowych sytuacjach, a w tym konkretnym przypadku chodzi tylko o różnice w ocenie materiału dowodowego. Sąd uznał, że zachowanie Markowiaka nie było tajną współpracą, IPN stał na innym stanowisku.
W złożonym oświadczeniu lustracyjnym Markowiak napisał, że nie pracował, nie pełnił służby i nie był tajnym współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa. Zrezygnował z funkcji wiceministra w styczniu 2008 r. po publikacji lokalnego historyka na temat jego przeszłości.
Według IPN, w 1983 r. Markowiak został zarejestrowany przez Służbę Bezpieczeństwa jako tajny współpracownik o pseudonimie "Doktor". Podczas przeszukania znaleziono u niego materiały opozycyjne, za ich kolportaż groziło do 3 lat więzienia. Markowiak miał wymienić nazwisko osoby, od której je otrzymał i innych, z którymi się kontaktował - podawał IPN, według którego współpraca miała trwać 3 miesiące, potem działacz "S" współpracy odmówił.
W materiałach IPN nie zachowała się teczka pracy TW "Doktora". Są jedynie dwa oświadczenia i podpisane później zobowiązanie do współpracy.(PAP)
kon/ ktp/ abr/