Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

"Polityka" nie musi przepraszać tygodnika "Wprost"

0
Podziel się:

"Polityka" nie musi przepraszać "Wprost" za
słowa ze swych łamów, że ten tygodnik jest wśród pism "które z
kłamstwa oraz insynuacji zrobiły biznes i narzędzie załatwiania
różnych porachunków" - orzekł w czwartek prawomocnie Sąd
Apelacyjny w Warszawie.

"Polityka" nie musi przepraszać "Wprost" za słowa ze swych łamów, że ten tygodnik jest wśród pism "które z kłamstwa oraz insynuacji zrobiły biznes i narzędzie załatwiania różnych porachunków" - orzekł w czwartek prawomocnie Sąd Apelacyjny w Warszawie.

SA oddalił apelację "Wprost" od wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, który w 2007 r. oddalił jego powództwo wobec redaktora naczelnego "Polityki" Jerzego Baczyńskiemu.

Adwokat "Wprost" mec. Maciej Łuczak powiedział PAP, że tygodnik nie będzie składał kasacji do Sądu Najwyższego.

Czwartkowy wyrok to kolejna odsłona sporu między obu tygodnikami, które wzajemnie pozwały się do sądów na tle wywiadu z 2004 r., jaki w "Polityce" Jacek Żakowski przeprowadził ze Sławomirem Smołokowskim - współwłaścicielem spółki J&S, dostarczającej do Polski ropę. Był to pierwszy w polskiej prasie wywiad z szefem spółki, opisywanej w mediach jako powiązanej ze służbami specjalnymi Rosji i mającej rzekomo związki z aferą paliwową - co badała sejmowa komisja śledcza ds. PKN Orlen.

Tygodnik "Wprost", piszący często krytycznie o J&S, sugerował, że do wywiadu doszło poprzez związki Żakowskiego z Piotrem Najsztubem, z którym dawniej prowadził program (Najsztub był we władzach firmy obsługującej J&S od strony PR), a w zamian za to "Polityka" rzekomo miała otrzymać reklamy czasopisma, którego właścicielką była żoną drugiego szefa J&S.

W reakcji Żakowski napisał w "Polityce" tekst pt. "Śledztwo we własnej sprawie, czyli jak zostałem agentem". "Zostałem zdrajcą - agentem atakującego Polskę rosyjskiego imperium!" - pisał Żakowski. "Historii podobnych do mojej - można by opisać dziesiątki, jeżeli nie setki. Przeważnie byłyby to historie dużo bardziej drastyczne, choć może nie zawsze aż takie przejrzyste. Są pisma takie jak "Wprost", które z kłamstwa oraz insynuacji zrobiły biznes i narzędzie załatwiania różnych porachunków" - dodał.

Za ten artykuł "Wprost" pozwał naczelnego "Polityki" o ochronę dóbr osobistych. W 2007 r. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił pozew, uznając, że Żakowski miał prawo pisać o nierzetelności "Wprost".

Wyrok ten utrzymał w czwartek Sąd Apelacyjny, uznając apelację "Wprost" za nieuzasadnioną. Sędzia Zofia Markowska powiedziała w ustnym uzasadnieniu wyroku, że artykuł Żakowskiego był reakcją na wcześniejsze artykuły "Wprost". Tezy Żakowskiego, że zawierały one nieprawdę, potwierdziły się - uznał sąd.

Sędzia przypomniała, że pozew zarzucał, iż słowa Żakowskiego to "nieuzasadniona generalizacja". Sąd uznał jednak, że należy się zgodzić z Żakowskim, że nie jest to takie uogólnienie, bo "Polityka" szczegółowo pisała, do czego odnoszą się jej zarzuty.

W tej samej sprawie "Wprost" i Marek Król (ówczesny naczelny tygodnika) zostali też pozwani przez Żakowskiego i "Politykę". Wobec tego, że w trakcie procesu Króla na funkcji naczelnego zastąpił Gabryel (obecnie nie pełni on już tej funkcji - PAP), strona "Polityki" zmieniła osobę pozwanego.

W 2006 r. Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał Gabryelowi przeproszenie Żakowskiego i "Polityki" oraz wpłatę 10 tys. zł na Polską Akcję Humanitarną. W 2007 r. Sąd Apelacyjny oddalił pozew z powodów formalnych - powołał się na orzecznictwo Sądu Najwyższego, że pozwana musi być osoba, pełniąca funkcję naczelnego w chwili publikacji inkryminowanego artykułu. "Polityka" zapowiedziała wtedy dalsze kroki prawne.(PAP)

sta/ wkr/ mhr/

polityka
wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)