Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Premier dla PAP: obecność Polski w UE nadal jest bardziej szansą niż korzyścią

0
Podziel się:

Premier Kazimierz Marcinkiewicz ocenia, że
po dwóch latach obecności w Unii Europejskiej rośnie znaczenie
Polski na arenie międzynarodowej. W wywiadzie dla PAP szef rządu
mówi, że wejście do Unii jest jednak dla naszego kraju nadal
"bardziej szansą niż korzyścią".

Premier Kazimierz Marcinkiewicz ocenia, że po dwóch latach obecności w Unii Europejskiej rośnie znaczenie Polski na arenie międzynarodowej. W wywiadzie dla PAP szef rządu mówi, że wejście do Unii jest jednak dla naszego kraju nadal "bardziej szansą niż korzyścią".

Marcinkiewicz jest zdania, że jeśli wykorzystamy tę szansę, będziemy liderem UE.

Zapytany, czy nie obawia się, że wejście do rządu przedstawicieli Samoobrony i polityków wywodzących się z LPR może grozić pogorszeniem wizerunku Polski w Unii premier odparł: "w wielu krajach funkcjonują rządy z obecnością tzw. populistów (...). My nie jesteśmy pierwszym tego przykładem".

Przekazujemy pełną treść wywiadu, dotyczącą dwóch lat obecności Polski w UE. W drugiej części rozmowy, którą nadamy za chwilę, premier mówi o sprawach krajowych.

PAP: Mijają dwa lata członkostwa Polski w UE. Jaki według Pana jest bilans korzyści i strat naszego członkostwa?

Kazimierz Marcinkiewicz: Polska odniosła sukces polityczny. Mamy wzrost znaczenia naszego kraju w stosunkach międzynarodowych w każdym wymiarze: zarówno w Europie Środkowej, w samej Unii Europejskiej i na świecie. Polska stała się ważnym partnerem UE i ma w niej istotne miejsce.

Znaczenie Polski wzrasta i dowody na to łatwo znaleźć, np. w wymiarze wizyt międzynarodowych. Coraz więcej szefów państw chce odwiedzić Polskę, mamy coraz więcej zaproszeń z krajów naszego regionu, Unii i świata.

PAP: Widzi Pan już jakieś wymierne korzyści dla Polaków z członkostwa Polski w Unii? Czy też ciągle jeszcze można mówić jedynie o szansach, jakie przed nami stawia integracja?

K.M.: Na pewno jest tak, że nasze wejście do UE dalej jest bardziej szansą niż korzyścią. Wielką szansą, którą jeśli wykorzystamy, i to wykorzystamy my, tu w Polsce - rząd i całe społeczeństwo - to dzięki temu będziemy zupełnie innym krajem.

Będziemy już nie potencjalnym liderem, nie potencjalnym znaczącym krajem Unii, ale właśnie liderem i znaczącym krajem Unii. Będzie zupełnie inaczej, dlatego to jest nadal przede wszystkim szansa.

Ale te dwa lata pokazały, że Polacy na integracji z Unią już skorzystali. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że skorzystała na tym nasza duma narodowa. Trudno było sobie wyobrazić normalnie działającą Unię Europejską bez Polski i bez Polaków. Większość z nas czuje się pewniej, gdy jesteśmy tam, gdzie od dawna powinniśmy być.

Ale oczywiście są także korzyści innego rodzaju. Jeśli chodzi o środki netto, w ciągu tych dwóch lat otrzymaliśmy 2,7 mld euro - odliczając wpłaty do budżetu unijnego i to co wykorzystaliśmy przez te dwa lata. To nie są małe pieniądze, to jest ponad 10 mld zł w ciągu dwóch lat.

To oznacza oczywiście poprawę warunków makroekonomicznych w Polsce. Mamy zwiększony eksport. Dynamika eksportu jest większa, niż dynamika importu, w tym także w produkcji rolno-spożywczej.

Mamy napływ kapitału zagranicznego. Przez te dwa lata wartość inwestycji bezpośrednich wyniosła 20 mld dolarów. To dużo. Mamy także napływ kapitału portfelowego (inwestycji w papiery wartościowe - PAP); to 26 mld dolarów w ciągu tych dwóch lat. Stąd m.in. buzująca giełda. Kapitalizacja giełdy w tym okresie wzrosła prawie trzykrotnie. To niespotykany na innych giełdach wzrost.

Jeśli chodzi o rolnictwo - wykorzystaliśmy ponad 7 mld zł w 2005 roku i ponad 9 mld zł wykorzystamy na rolnictwo i rozwój wsi w tym roku. To są pieniądze tylko z Unii, które trafiły do polskich rolników o odpowiedniej porze. A do tego dochodzą pieniądze z programów rządowych.

To są wyliczalne korzyści. To są fakty, z którymi nie da się polemizować.

PAP: Jednak widać, że samorządy, a nawet osoby prywatne lepiej sobie radzą z wykorzystywaniem pieniędzy unijnych, niż administracja. Jak Pan zamierza doprowadzić np. do tego, by poziom środków z Unii wykorzystywanych na budowę dróg był wyższy niż 1 proc. - jak to ma miejsce obecnie?

K.M.: To nie jest tak, że inni wykorzystują środki lepiej, a agencje rządowe gorzej. Oprócz transportu we wszystkich pozostałych dziedzinach środki wykorzystywane są w sposób bardzo dobry.

Natomiast transport został przez naszych poprzedników troszeczkę rozłożony. Stan przygotowania do prac drogowych w Polsce jest minimalny. Obowiązujące dotąd prawo utrudniało inwestowanie w budowę dróg.

Prawo to zmieniamy, dlatego w tym roku na budowę dróg wykorzystamy 9 mld zł; zwiększymy wykorzystanie funduszy europejskich. Wszystko to, co powinniśmy wykorzystać w 2006 roku na drogi, wykorzystamy. W związku z tym, że obowiązuje tzw. zasada "n+2", dzięki której jeszcze przez dwa lata możemy te środki wykorzystywać, wydamy je absolutnie do końca.

Nie mówię, że nie ma problemów. Nie uprawiam propagandy sukcesu. W dziedzinie transportu musieliśmy zmienić prawie wszystko, żeby móc zacząć wykorzystywać te środki.

PAP: Mówił Pan o wzmocnieniu międzynarodowej pozycji Polski. Ale nie widać tego, jeśli chodzi np. o wpływ na takie budowanie unijnej polityki energetycznej, abyśmy byli pewni, że bezpieczeństwo energetyczne Polski będzie zagwarantowane?

K.M.: Może jestem niepoprawnym optymistą. Ale mój ogląd sytuacji jest wręcz odwrotny. Odnieśliśmy absolutny sukces. Oczywiście, to nie jest tylko nasza zasługa, ale między innymi nasza.

Dziś Unia Europejska mówi o bezpieczeństwie energetycznym tak, jak my mówiliśmy dwa lata temu, rok temu, pół roku temu. Dziś Unia mówi tym samym językiem o naszych podstawowych postulatach: żeby bezpieczeństwo energetyczne było elementem polityki zagranicznej UE, a nie tylko bilateralnych działań oraz by prowadzona była solidarna polityka, co oznacza stworzenie połączeń energetycznych pomiędzy unijnymi krajami, tam gdzie ich w tej chwili nie ma.

To są podstawowe elementy, które, oczywiście, nie dają nam gwarancji bezpieczeństwa energetycznego, ale stwarzają nam lepsze możliwości do prowadzenia działań.

PAP: Może Unia mówi tym samym językiem, co my w sprawach energetyki, ale robi się coś innego. W wyniku porozumienia niemiecko-rosyjskiego powstać ma gazociąg po dnie Bałtyku, z pominięciem Polski.

K.M.: No tak, ale decyzja dotycząca tego gazociągu została podjęta rok temu.

PAP: Gdyby zapadała teraz, rozstrzygnięcie byłoby inne?

K.M.: Myślę, że porozumienie dotyczące gazociągu jest skutkiem polityki prowadzonej przez prezydenta Władimira Putina i kanclerza Gerharda Schroedera. Gdyby wówczas nie zostało podpisane, dziś bylibyśmy w lepszej sytuacji.

PAP: Widocznym efektem obecności Polski w Unii są wyjazdy Polaków, przede wszystkim młodych ludzi do pracy na Zachód. Co pański rząd zamierza zrobić, żeby ograniczyć emigrację zarobkową?

K.M.: Jeśli z sukcesem prowadzimy działania, by inne kraje UE otworzyły swe rynki pracy dla Polaków, to nie robimy tego, by Polacy tam wyjeżdżali, lecz by w Unii Europejskiej były równe prawa dla wszystkich i a Polacy byli równoprawnymi członkami Unii.

Robimy to, aby Polak miał te same prawa, co Niemiec, Francuz czy Brytyjczyk. Dziś ich nie ma. Dziś Niemiec może pracować wszędzie, a Polak nie. To są starania o zasady. I tego nie zmienimy.

Aby naszych rodaków zatrzymać, nie będziemy podpisywać umów, by inne kraje ich nie wpuszczały. Prawa muszą być takie same dla wszystkich. Natomiast oczywiste jest, że cała nasza polityka zmierza w tym kierunku, żeby Polacy pracowali w Polsce.

Lada moment - gdy utrzymamy tempo wzrostu gospodarczego, gdy bezrobocie zacznie spadać, a w tym roku spadnie poniżej 17 proc. do ok. 16,5 proc. - pokażemy tym młodym ludziom, że jest większa szansa na zrobienie kariery w Polsce niż gdziekolwiek indziej.

W Polsce szybciej można odnieść sukces z prostego powodu. Nasz kraj rozwija się dynamicznie. Wszędzie tam, gdzie jest dynamiczny wzrost gospodarczy, tam specjalistycznych i atrakcyjnych miejsc pracy o wysokim stopniu odpowiedzialności jest więcej, niż w stabilnych wolniej rozwijających się gospodarkach.

Wkrótce w Polsce młodzi ludzie będą mogli robić karierę szybciej niż gdziekolwiek indziej, bo polska gospodarka rozwija się obecnie bardzo dynamicznie.

PAP: Czy po doświadczeniach m.in. w sprawie UniCredit rząd zmieni taktykę działania na forum unijnym w kwestiach spornych, wywołujących kontrowersje?

K.M.: Spory są i będą zawsze. Każdy kraj musi dbać o swój interes. Ale sprawą z UniCredit pokazaliśmy też, że w Polsce spory rozwiązuje się drogą kompromisu. Ten sygnał wysłany do europejskiego i światowego biznesu jest ważniejszy, niż sam konflikt.

Wszyscy biznesmeni na świecie mają codziennie do czynienia z konfliktami. Natomiast ważne jest, że Polska pokazała, w jaki sposób te kryzysy rozwiązuje. My zyskaliśmy na tym rozwiązaniu.

PAP: Nasze pytanie dotyczy także taktyki: najpierw zaognianie sytuacji, nasilenie emocji, a potem wyhamowywanie.

K.M.: Ale my nie zaognialiśmy sytuacji, ona od początku sama z siebie była zaogniona. Były umowy z Unicredit. To co? Mieliśmy powiedzieć: "nie, nie ma umów", spalić je, schować, wszystko jest cacy, kochamy się? No kochamy - to prawda, ale uczciwie. Miłość wymaga uczciwości.

PAP: Czy według Pana, zawiązanie koalicji rządowej z Samoobroną oraz politykami wywodzącymi się LPR nie pogorszy wizerunku Polski w Unii? Obie te partie są sceptycznie, jeśli nie wrogo nastawione do UE. To może rodzić obawy, co do przewidywalności działań polskiego rządu na forum UE.

K.M.: Ja żadnych zagrożeń nie widzę. Rząd się nie zmienia. Rząd zyskuje większość. Jest ten sam premier i ten sam minister finansów, a to są osoby - zawsze i przez każdy kraj - postrzegane jako najważniejsze w polityce gospodarczej.

W wielu krajach funkcjonują rządy z udziałem tzw. populistów, bo takiego sformułowania używają publicyści w Europie w kontekście Samoobrony czy innych partii.

My nie jesteśmy pierwszym tego przykładem. Spójrzmy na inne kraje. Nie trzeba się nadmiernie niepokoić. Czy ktoś zarzuca Wolfgangowi Schuesselowi - kanclerzowi Austrii, liderowi chadecji austriackiej i jednemu z najbardziej popularnych polityków nie tylko w swoim kraju, ale dzisiaj również w Europie - że sześć lat temu utworzył koalicję z populistami? Nie, bo przyniosła ona pozytywne efekty zauważalne przez Austriaków. W kolejnych wyborach wygrał i otrzymał rekordowy wynik, po czym ponownie zawiązał koalicję z tzw. populistami.

Ocena koalicjantów w Polsce jest jednak łagodniejsza niż ówczesnej sytuacji w Austrii. Podobnych przykładów jest wiele. Proponuję zachować racjonalny osąd w tej kwestii. Jestem przekonany, że Unię interesują przede wszystkim realne działania, europejski kierunek rządu i rozwój gospodarczy.

PAP: Dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiały: Agata Jabłońska i Monika Kielesińska (PAP)

mok/hgt/par/ dro/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)