Czasami zapisu z podsłuchu nie da się wykorzystać jako dowodu w procesie - podkreśla prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Odniósł się w ten sposób do orzeczenia sądu, który uniewinnił w środę Zbigniewa Siemiątkowskiego od zarzutu naruszenia tajemnicy państwowej.
"Czasami wiedza operacyjna nie da się przełożyć na dowody procesowe, podsłuchu nie można wykorzystać przed sądem. Tak bywa" - powiedział PAP Hołda.
Sąd Okręgowy w Płocku orzekł, że podsłuch telefoniczny nie mógł być użyty jako dowód przeciwko Zbigniewowi Siemiątkowskiemu i Renacie K., oskarżonym o naruszenie tajemnicy państwowej, ponieważ nie został odpowiednio zalegalizowany przez sąd. Sąd zwrócił uwagę, że podsłuch był zalegalizowany przeciwko innej osobie. Sąd skazał natomiast Siemiątkowskiego na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata za przechowywanie w domu tajnych dokumentów b. Urzędu Ochrony Państwa. Wyrok jest nieprawomocny.
Według ustaleń śledztwa, Siemiątkowski miał przekazać Renacie K. (swej znajomej, pochodzącej z Gostynina pod Płockiem) tajne informacje o śledztwie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW)
w sprawie państwowej spółki PERN "Przyjaźń" (PERN), zarządzającej siecią krajowych rurociągów ropy naftowej.
W marcu 2004 r. funkcjonariusze ABW z Bydgoszczy podsłuchali rozmowę Renaty K. z szefem prywatnej płockiej spółki "Vectra" Markiem Graczykowskim. Powołując się na rozmowę z ministrem od służb specjalnych, Renata K. miała mu poradzić, by "poczyścił sobie umowę z tą firmą dużą", czyli z PERN. W trakcie rozmowy miało paść nazwisko Siemiątkowskiego. Z informacji ujawnionych przez sąd wynika, iż ABW podsłuchała także telefoniczną rozmowę samego Siemiątkowskiego z Renatą K. (PAP)
brw/ wkr/ jra/