Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Prok. Miłoszewski: nie działałem bezprawnie ani sprzecznie z interesem śledztwa

0
Podziel się:

Prok. Wojciech Miłoszewski, który na polecenie
ówczesnego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego
Zbigniewa Ziobry zapoznał prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z
materiałami śledztwa paliwowego, uważa, że nie działał bezprawnie
ani sprzecznie z interesem śledztwa.

Prok. Wojciech Miłoszewski, który na polecenie ówczesnego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry zapoznał prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z materiałami śledztwa paliwowego, uważa, że nie działał bezprawnie ani sprzecznie z interesem śledztwa.

Wniosek o uchylenie immunitetu prokuratorskiego Miłoszewskiego skierowała we wtorek do sądu dyscyplinarnego przy Prokuratorze Generalnym Prokuratura Okręgowa w Płocku.

Ma to związek ze śledztwem w sprawie przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego poprzez rozpowszechnianie informacji z innego postępowania prokuratorskiego. W tej samej sprawie prokuratura domaga się uchylenia immunitetu poselskiego Zbigniewowi Ziobrze.

Media ujawniły, że na przełomie lat 2005-06 prowadzący śledztwo paliwowe prok. Wojciech Miłoszewski z Krakowa został zawieziony przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę do gabinetu szefa PiS J. Kaczyńskiego (premierem był wtedy Kazimierz Marcinkiewicz) i zapoznawał go tam ze szczegółami tego śledztwa - m.in. zeznaniami b. wiceministra w rządzie Waldemara Pawlaka, Krzysztofa Baszniaka, który wymieniał w nich wiele nazwisk polityków i biznesmenów. Ziobro twierdzi, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem.

"Nie działałem bezprawnie ani wbrew interesowi śledztwa" - powiedział PAP w czwartek prok. Wojciech Miłoszewski z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.

"Sądzę, że dopatrywanie się przestępstwa w moim zachowaniu jest jawną nadinterpretacją przepisów. Żeby jakieś działanie było przestępstwem, zachowanie musi być bezprawne, czyli naruszać jakiś przepis prawny, a po drugie - musi zawierać czynnik społecznej szkodliwości. W tej sytuacji nie zachodzi ani jedna, ani druga przesłanka" - uważa Miłoszewski.

Jak wyjaśnił, decydujący dla oceny jego działań jest art. 156 par. 5 kpk, który daje prokuratorowi prawo do udostępnienia materiałów osobie trzeciej, przy czym warunkuje, aby to udostępnienie łączyło się z jakimiś szczególnymi względami.

"I nie ma innej normy prawnej, którą prokuratura mogłaby powołać do oceny tej sytuacji. Więcej, ten przepis nie określa dokładnie, o jakiego prokuratora chodzi, więc musi być czytany z ustawą o prokuraturze, która daje prokuratorowi generalnemu oraz przełożonym szereg szczególnych uprawnień, m.in. do wydawania poleceń prokuratorom, i taka jest kwintesencja prawna. Trudno tutaj dopatrywać się przestępstwa" - ocenił Miłoszewski.

Jak wyjaśnił: "Jeżeli chodzi o element społecznej szkodliwości - to trzeba wykazać, że to zachowanie miało naganny motyw, naganne cele". Jego zdaniem, być może, że minister Ziobro potraktował Jarosława Kaczyńskiego jako wpływowego polityka i lidera swej partii. Natomiast z punktu widzenia prokuratora nie bez znaczenia był fakt, że był on również posłem i członkiem Rady Bezpieczeństwa Narodowego. "Nie wiem, jak prokuratura zamierza dowieść społecznej szkodliwości mego zachowania" - powiedział Miłoszewski.

Według niego, prawdopodobnie "zapłacił cenę za nadmierne zaangażowanie w tę sprawę, które komuś chyba się nie podobało". "Nie podejmowałem żadnych decyzji w tej sprawie, wykonywałem tylko polecenia. Najpierw, żeby zapoznać z ustaleniami szefa resortu, a potem - na polecenie przełożonego - by powiadomić pana Kaczyńskiego" - podkreślił.

"Gdybym uznał, że polecenie ministra nie mieści się w granicach prawa, to bym tego polecenia nie wykonał. Ale skoro uznałem, że mieści się w granicach prawa, bo artykuł 156 kpk znam i wielokrotnie stosowałem, to nie odmówiłem" - powiedział Miłoszewski.

Zdaniem Miłoszewskiego, pewnie "sama prokuratura nie wierzy w skuteczność oskarżenia kogokolwiek w tej sprawie". On ze swej strony zamierza bronić swych racji, bowiem sprawa ta "może mieć kolosalne znaczenie dla praktyki prokuratorskiej". "Prokuratorzy będą się bali działać i angażować w imię dobra śledztwa" - powiedział.

Jak przyznał prokurator, wśród wielu hipotez, jakie bierze pod uwagę szukając przyczyn sytuacji, w jakiej się znalazł, jest możliwość retorsji za to, że nie chciał złożyć doniesienia na b. ministra Ziobrę. Zastrzega jednak, że będąc przesłuchiwany w toku śledztwa w Płocku, nie odczuwał żadnych nacisków.

"Zgadzam się z tezą, że sytuacja referowania przez prokuratora materiałów postępowania, nawet w tak niewielkim zakresie, w siedzibie partii politycznej, już sama w sobie kwalifikuje się do wyjaśnienia w wewnętrznym postępowaniu służbowym lub nawet dyscyplinarnym, choć w moim odczuciu ktoś, kto pozna szczegóły tego spotkania, nie powinien się dopatrzyć w moim zachowaniu przewinienia dyscyplinarnego" - stwierdził Miłoszewski.

Tezy, że zdradził tajemnice, nazwał "bzdurą, bo prokurator generalny na bieżąco był informowany o nazwiskach, jakie pojawiały się w zeznaniach, i mógł je przekazywać samodzielnie, tj. bez pośrednictwa jakiegokolwiek prokuratora". "O wszystkim przecież informowane było Biuro ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej" - dodał.

Jak powiedział PAP Miłoszewski, bezpośrednim powodem rozmowy z Kaczyńskim było to, że "po raz pierwszy w formie protokolarnej pojawił się motyw przejęcia polskiego sektora paliwowego przez zorganizowane struktury przestępcze". Rozmowa dotyczyła także informacji "o mafii sołncewskiej i jej hipotetycznej współpracy z polskim sektorem paliwowym oraz możliwości inwigilowania śledztwa przez gremium generałów".

Miłoszewski przyznał, że w zeznaniach składanych przez świadków w toku śledztwa paliwowego padały różne nazwiska różnych polityków z różnych opcji. Jednak - według niego - przypisywanie przestępstw paliwowych konkretnej opcji politycznej jest poglądem całkowicie chybionym. Chodziło bowiem o ponadpolityczne grupy interesów, które działały w sektorze paliwowym od lat.

Prok. Miłoszewski pod koniec 2006 roku zrezygnował z prowadzenia śledztwa paliwowego. Jak powiedział PAP, "na skutek różnych działań ABW i CBA oraz braku ochrony ze strony własnej firmy nie widział możliwości prowadzenia śledztwa". "Te działania zaczęły się od kwietnia-maja 2006 roku i trwały do momentu mojej rezygnacji pod koniec 2006 roku" - powiedział. W marcu 2006 z prowadzenia zespołu paliwowego zrezygnował prok. Marek Wełna.

Prowadzone w Krakowie tzw. śledztwo paliwowe dotyczy dostaw paliw z wyłudzeniem akcyzy przez różne spółki i prania brudnych pieniędzy. Jednym z głównych wątków śledztwa jest działanie na szkodę interesu publicznego przez funkcjonariuszy agend państwowych i przedstawicieli Skarbu Państwa w spółkach; innym - wątek korzyści materialnych w związku z importem ropy i dostawą jej przez pośredników do rafinerii; jeszcze innym - wątek tzw. prowizyjny, czyli korzyści materialnych w obrocie wewnętrznym. W toku śledztwa wyłaniały się kolejne wątki, dotyczące m.in. korupcji, niegospodarności w PKN Orlen oraz ewentualnej współpracy służb specjalnych z konsorcjum Victoria.(PAP)

hp/ kno/ pz/ mhr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)