Rodzice uczniów dwóch klas trzecich jednej z łódzkich podstawówek nie posłali w poniedziałek dzieci do szkoły, protestując w ten sposób przeciwko obecności na lekcjach agresywnego - jak twierdzą - dziewięciolatka.
Ich zdaniem, chłopiec zaczepia i bije innych uczniów. Jest też agresywny w stosunku do nauczycieli. Rodzice zapowiedzieli, że nie będą wysyłać dzieci na lekcje tak długo, jak długo chłopiec będzie chodził do tej szkoły.
Dyrektor placówki Marzanna Topolska powiedziała PAP w poniedziałek, że problemy z dziewięciolatkiem trwają już od trzech lat. Przyznała, że chłopiec czasami atakuje innych uczniów, a także nauczycielki. Ale - jak twierdzi - winę za to ponoszą przede wszystkim jego rodzice.
"Rozmawiamy z nimi od samego początku, jak tylko zaczęły pojawiać się pierwsze kłopoty. Oni jednak nie reagują, a dziecko cierpi" - powiedziała.
Dodała, że szkoła zaproponowała, aby chłopiec miał indywidualne nauczanie. Jest bardzo zdolny i nie miałby z programem żadnych kłopotów. Jego rodzice odrzucili propozycję. Nie można też usunąć dziewięciolatka ze szkoły, bo jest dla niego szkołą rejonową.
Jak powiedziała Topolska, o sprawie wie łódzkie kuratorium, ale prawdopodobnie dopiero we wtorek będzie miała okazję porozmawiać o niej szerzej z kuratorem.
Według kuratorium, w tej sprawie na razie nic nie można zrobić, bo - jak twierdzi - takie jest prawo.
W poniedziałek chłopiec nie pojawił się w szkole. Jego ojciec przyprowadził tylko jego siostrę, najlepszą uczennicę szkoły. Nie chciał jednak z nikim rozmawiać.
"Sprawa jest bardzo trudna; konflikt osiągnął taki moment, gdy strony nie chcą rozmawiać, a rozmowa jest im bardzo potrzebna. Protestujący rodzice i rodzice chłopca powinni spotkać się i spróbować porozmawiać o tym co wspólnie mogą zrobić; protestujący powinni spróbować pomyśleć co by sami robili i jak się czuli gdyby chodziło o ich dziecko" - powiedziała PAP dyrektor Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej na Pradze Południe w Warszawie Katarzyna Okulicz-Kozaryn.
Dodała, że jej zdaniem rodzice chłopca powinni również rozważyć możliwość przeniesienia go do innej szkoły, gdzie mógłby on "zacząć wszystko z czystą kartą", np. do szkoły integracyjnej. Podkreśliła, że nie zna tej konkretnej sprawy dlatego jej rady są czysto teoretyczne, nie mniej konieczna jest mądra praca rodziców chłopca ze specjalistami i szkołą.
Według Okulicz-Kozaryn, "mrzonką jest myślenie, że indywidualne nauczanie może sprawę załatwić; to odsunięcie problemu w czasie z nadzieją, że sam się rozwiąże (...)".
Podkreśliła, że indywidualne nauczanie to konieczność w sytuacji, gdy nie da się uczyć dziecka inaczej. Nie powinno się jednak ono odbywać zupełnie w oderwaniu od szkoły i grupy rówieśniczej. "Dobrze by było, żeby taki uczeń mógł brać udział w uroczystościach szkolnych i niektórych lekcjach" - dodała. (PAP)
jaw/ dsr/ lip/ mskr/