Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Rusza proces, który ustali, czy amfetamina była produkowana pod okiem policji

0
Podziel się:

We wtorek ma ruszyć proces trzech
policjantów oskarżonych o skłanianie swych agentów ze świata
przestępczego do produkcji narkotyków - co potem "ujawniała"
policja. Nie przyznają się oni do winy, twierdząc, że to
pomówienia i "zemsta bandytów". Podsądnym grozi do 5 lat więzienia.

We wtorek ma ruszyć proces trzech policjantów oskarżonych o skłanianie swych agentów ze świata przestępczego do produkcji narkotyków - co potem "ujawniała" policja. Nie przyznają się oni do winy, twierdząc, że to pomówienia i "zemsta bandytów". Podsądnym grozi do 5 lat więzienia.

Robert B., ekspert do walki z przestępczością narkotykową warszawskiego CBŚ, wraz z dwoma kolegami z CBŚ Robertem K. i Krzysztofem F. będzie przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga odpowiadać za przekroczenie uprawnień. Zarzucono im zlecenie założenia w 2004 r. fabryki amfetaminy w Chotomowie pod Warszawą.

W 2006 r. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga skazał na 5 lat więzienia 35-letniego Mariusza R., który w 2004 r. wraz z kompanami "wpadł" przy produkcji amfetaminy w Chotomowie. Przyznawał się do winy, ale mówił, że był policyjnym informatorem, a "wszystko co robił, było pod bacznym okiem policji", od której dostał 1200 zł. Sąd uznał jednak, że współpraca z policją nie zwalnia od odpowiedzialności karnej.

W apelacji obrona wniosła o złagodzenie kary. "Oskarżony był w istocie bardziej narzędziem w rękach funkcjonariuszy policji, niż faktycznie miał samodzielną wolę realizacji i dokonania produkcji amfetaminy" - argumentował mec. Ryszard Berus. Według niego, "co najmniej zadziwiająca jest rola funkcjonariusza CBŚ, inspirująca i ułatwiająca popełnienie przestępstw". "Tego rodzaju chyba nietypowa sytuacja wprawdzie nie ekskulpuje (nie uwalnia od winy - PAP) oskarżonego w zakresie przypisanych mu czynów, winna jednak w zasadniczy sposób wpłynąć na wymiar kary, który w tych okolicznościach uznać należy za rażąco surowy" - pisał adwokat w apelacji.

"Byłem tylko narzędziem w ręku policji" - oświadczył sam R. na rozprawie apelacyjnej. Dodał, że "był kierowany przez policję, by aresztować wszystkich na gorącym uczynku".

Sąd Apelacyjny w Warszawie nie znalazł w kwietniu 2007 r. żadnych podstaw, by złagodzić wyrok. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Małgorzata Mojkowska mówiła, że sąd uwzględnił współpracę R. z policją, ale podkreśliła, że jego działanie nie było przez nią wywołane. "Rola oskarżonego była inna; to było wykorzystanie sytuacji" - dodała (nie rozwinęła tego wątku).

W 2005 r. Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce skierowała do sądu akt oskarżenia wobec trójki policjantów. Nie dowiedziono im, by czerpali korzyści majątkowe z całego procederu. Śledztwo przeniesiono do Ostrołęki, by nie było podejrzeń o stronniczość, bo policjanci na co dzień współpracowali z prokuratorami w Warszawie.

Jak pisała prasa, Robert B., który wykrył wiele fabryk amfetaminy, jest oskarżony, że je sam zakładał, chcąc wykazać się sukcesami, za co dostawał premie. Po wyprodukowaniu partii narkotyku, B. miał "demaskować" fabrykę. Prokuratura zebrała dowody potwierdzające, że w 2004 r. Robert B. wydał nieżyjącemu już przestępcy Jarosławowi J. polecenie założenia wytwórni w Chotomowie. B. miał udostępniać przestępcom informacje, jak dostać półprodukty potrzebne do produkcji narkotyku. W Chotomowie "wpadły" dwie linie technologiczne do produkcji amfetaminy wraz z jej śladowymi ilościami oraz półprodukty.

W aktach sprawy Mariusza R., z którymi zapoznała się PAP, są odniesienia do sprawy Roberta B., np. wydruki jego billingów. Znajdują się tam też m.in. wyjaśnienia J., który mówił, że do policji zgłosił się sam w 2001 r., mając dość związków z narkotykowymi gangami. Robert B. polecił mu jednak utrzymywać te kontakty i inspirować produkcję narkotyków (jedną z fabryk policja wykryła też potem w Kątach Węgierskich).

Jarosław J. mówił w prokuraturze, że amfetaminę produkowano "za wiedzą i zgodą" Roberta B. "Zapewniał mnie, że wszystko, co robię, jest pod kontrolą policji i jest dopuszczalne" - tłumaczył przestępca. Ujawnił, że dostał kilka razy od B. pieniądze - od 3 do 5 tys. zł. "Część z tych kwot przepijałem wraz z nim" - dodał, tłumacząc, że "pił, bo się bał".

Według mediów, w CBŚ panuje opinia, że to pomówienie będące zemstą narkogangów. "Chłopaki zostali bezpodstawnie oskarżeni przez swoich informatorów, a na ich winę nie ma żadnych materialnych dowodów. To zemsta półświatka, bo zniszczyliśmy jego interesy przynoszące setki tysięcy zł zysku" - mówił anonimowy oficer CBŚ. Policjanci sekcji antynarkotykowej poręczyli za kolegów, dzięki czemu nie trafili oni za kraty.

Dziś żaden z oskarżonych nie pracuje już w CBŚ. Robert B. i Robert K. przeszli na emeryturę, Krzysztofa F. zawieszono. (PAP)

sta/ pz/ rod/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)