Dwadzieścia osób objął przesłany do częstochowskiego sądu akt oskarżenia w sprawie fałszowania dokumentów potwierdzających przeprowadzenie badań technicznych sprowadzanych zza granicy pojazdów. Wszystkim zamieszanym w to oszustwo osobom - diagnostom, pośrednikom i właścicielom pojazdów - grozi do ośmiu lat więzienia.
"W sprawę zamieszani są trzej pracownicy stacji kontroli z Częstochowy i dwaj z Włoszczowy. Pozostali oskarżeni to ich współpracownicy oraz właściciele pojazdów osobowych i ciężarowych, którzy nielegalnie chcieli uzyskać dopuszczenie ich do ruchu drogowego" - powiedział PAP we wtorek rzecznik częstochowskich prokuratur, Romuald Basiński.
Jak dotąd, prokuratura udowodniła kilkanaście przypadków, w których w zamian za łapówki diagności potwierdzali sprawność pojazdów, nie przeprowadzając kontroli. Jak podkreślił Basiński, w większości były to samochody stare - zarówno osobowe i ciężarowe - bez jakiejkolwiek gwarancji sprawności technicznej zapewniającej bezpieczeństwo w ruchu.
Właścicieli samochodów kontaktowała z nieuczciwymi pracownikami stacji kontroli młoda kobieta - żona jednego z nich. Do diagnostów trafiały jedynie dowody rejestracyjne pojazdów, razem z łapówkami w wysokości przeciętnie 250 zł. Za tę opłatę potwierdzali w dokumentach pieczątką i podpisem przeprowadzenie obowiązkowych badań technicznych.
Nieuczciwym pracownikom stacji kontroli pojazdów częstochowska prokuratura postawiła zarzuty poświadczania nieprawdy w dokumentach; pozostałym osobom - zarzuty pomocnictwa w tym przestępstwie. Wszystkim grozi kara do ośmiu lat pozbawienia wolności.
Trzech z diagnostów, wkrótce po zatrzymaniach, zostało tymczasowo aresztowanych - wyszli jednak na wolność po wpłaceniu poręczeń majątkowych w wysokości do 30 tys. zł. Pozostali oskarżeni pozostają pod policyjnym dozorem. (PAP)
mtb/ pz/