W piątek w Wojewódzkim Szpitalu w Przemyślu pielęgniarki i położne rozpoczęły strajk, domagając się obiecanych podwyżek płac. Pięć z nich przystąpiło do strajku głodowego.
Strajkujące kobiety nie przerwały pracy, by z powodu ich protestu nie ucierpieli pacjenci, nie odbierają jednak telefonów w punktach pielęgniarskich i muszą to czynić za nie inni pracownicy. Ponadto ubrane są w czarne koszulki. Na korytarzach rozwieszono transparenty informujące o akcji, którą poprzedziło referendum. Spośród liczącej blisko 1500 osób załogi tego szpitala, ok. 80 procent poparło strajk pielęgniarek i położnych.
"Spór zbiorowy trwa od 5 maja br. i dotyczy obiecywanej 30- procentowej podwyżki płac. Po negocjacjach ustąpiłyśmy, wyrażając zgodę na podwyżki 20-procentowe, czyli takie, jakie od maja dostali zatrudnieni w naszym szpitalu lekarze. Niestety, do tej pory nie otrzymałyśmy żadnej podwyżki. Jeżeli nasze postulaty nie zostaną spełnione, zaostrzymy formę protestu" - powiedziała PAP przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych przy Wojewódzkim Szpitalu w Przemyślu, Ewa Rygiel.
Ze strajkującymi spotkał się wicemarszałek województwa podkarpackiego Mirosław Karapyta. "Zobowiązałem dyrektora szpitala do spotkania z komitetem strajkowym i przedstawienia propozycji dotyczących kwot, w jakich mogą oscylować podwyżki" - powiedział PAP Karapyta.
Dyrektor szpitala Andrzej Wojdyła poinformował, że ogólne zadłużenie placówki wynosi ponad 58 milionów złotych, więc nie ma obecnie szans, by pielęgniarki i położne mogły otrzymać takie podwyżki, jakich żądają.
"Jeżeli chcielibyśmy przyznać 20-procentowe podwyżki płac, to miesięcznie musielibyśmy dodatkowo wypłacać 235 tys. zł, plus wyrównanie od maja w łącznej kwocie 1 650 tysięcy złotych. Mamy dobrą wolę, ale ograniczone możliwości" - stwierdził Wojdyła. Dodał, że niezwłocznie zostaną podjęte negocjacje ze strajkującymi.(PAP)
msz/ pz/