Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Świadek w procesie ws. Grudnia '70: nie strzelaliśmy do ludzi

0
Podziel się:

Załogi transporterów opancerzonych miały
instrukcję, by strzelać, jeżeli tłum zbliży się na bliżej niż 50
metrów, ale strzelała tylko milicja - zeznał we wtorek świadek w
procesie o masakrę robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970.

Załogi transporterów opancerzonych miały instrukcję, by strzelać, jeżeli tłum zbliży się na bliżej niż 50 metrów, ale strzelała tylko milicja - zeznał we wtorek świadek w procesie o masakrę robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970.

Były żołnierz służy zasadniczej powiedział, że tuż po przysiędze jego kompanię skierowano do Trójmiasta, a dowódca pułku ogólnikowo mówił o rozruchach, konieczności obrony ojczyzny.

"Powiedział, że w obronie własnej można użyć broni, gdy tłum jest w odległości większej niż 100 metrów - ostrzegawczo, przy 50 metrach w nogi, a gdyby odległość była mniejsza - gdzie popadnie" - zeznał świadek Edmund K.

Dodał, że mimo iż wypierani przez milicję demonstranci podeszli bardzo blisko, nikt z żołnierzy nie strzelał. "Przełożeni grozili, że się z nami policzą w jednostce, ale żaden z żołnierzy nie miał kłopotów z tego powodu" - powiedział. Nie wiedział, skąd jego przełożeni mieli polecenie użycia broni.

Świadek widział, jak demonstranci nieśli na drzwiach zwłoki, które upuścili, gdy ponownie zaatakowała ich milicja. Najbardziej świadkowi utkwiła w pamięci brutalność milicjantów, bijących i kopiących ludzi także już po ich zatrzymaniu.

Świadek mówił także o ofierze po drugiej stronie. Był to, według jego słów, ranny mężczyzna w wojskowym płaszczu, pod którym miał milicyjną niebieską koszulę. "Słyszałem, jak potem milicjanci mówili między sobą, że zmarł" - dodał. Edmund K. nie wie, skąd padł śmiertelny strzał.

Sąd przesłuchał także innego świadka, który przyłączył się do demonstrantów w Szczecinie i został poparzony, gdy trafiła go milicyjna petarda. Zeznał on, że strzały padały nie z pojazdów wojska, lecz prawdopodobnie z okien komendy MO.

Pod nieobecność innych świadków sąd odczytał ich zeznania ze śledztwa. Powtórzył się w nich motyw przebierania się milicjantów w wojskowe mundury. Według świadków, ludność odnosiła się do żołnierzy bez agresji, żądając jednak czasem, by wydali kryjących się wśród nich milicjantów.

Proces o "sprawstwo kierownicze" masakry robotników trwa przed sądem w Warszawie od października 2001 r. Na ławie oskarżonych zasiadają: ówczesny szef MON gen. Wojciech Jaruzelski, wicepremier PRL Stanisław Kociołek, wiceszef MON gen. Tadeusz Tuczapski oraz trzej dowódcy jednostek wojska tłumiących robotnicze protesty. Nie przyznają się do winy. Odpowiadają z wolnej stopy. Grozi im nawet dożywocie.

Trwają żmudne przesłuchania świadków - głównie robotników Wybrzeża, żołnierzy i milicjantów. W akcie oskarżenia prokuratura wniosła o przesłuchanie ok. 1110 osób. W 2004 r. sąd oddalił wniosek prokuratury, by ograniczyć liczbę świadków do ok. 150. Dotychczas przesłuchano ok. 700 świadków. Ostatnio sąd postanowił, że będzie ograniczać się do odczytania zeznań tych świadków, którzy się nie stawią - bez ich ponownego wzywania do sądu.

Do krwawo stłumionych rozruchów na Wybrzeżu doszło w połowie grudnia 1970 roku. 12 grudnia rząd ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 roku.(PAP)

brw/ wkr/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)