Mimo brutalnego stłumienia protestów powyborczych w Iranie, administracja USA jest wciąż gotowa do bezpośrednich rozmów z przywódcami tego kraju - zasygnalizowali w niedzielę bliscy współpracownicy prezydenta Baracka Obamy.
"Chcemy zasiąść do rozmów z Irańczykami i zaoferować im dwie drogi. Jedna pozwoliłaby im powrócić do wspólnoty narodów, inna będzie miała bardzo ponure konsekwencje" - powiedział w wywiadzie dla telewizji ABC News główny polityczny doradca Obamy, David Axelrod. Nie sprecyzował co miał na myśli mówiąc o "ponurych konsekwencjach".
Stany Zjednoczone pragną przeforsować w ONZ surowe sankcje na Iran, gdyby rozmowy poniosły fiasko.
Axelrod przypomniał, że USA nie godzą się na uzbrojenie Iranu w broń atomową mówiąc, że byłoby to "zagrożenie dla wszystkich krajów regionu i całego świata".
Zapytany czy nie obawia się, że oferta rozmów w momencie, gdy reżim irański stracił po wyborach prezydenckich i śmierci demonstrantów resztki wiarygodności, zostanie w Iranie odebrana jako "porzucenie" sił opozycyjnych w tym kraju, doradca Obamy odpowiedział wymijająco. "Ta propozycja to nie jest nagroda" dla rządu w Teheranie - odparł Axelrod.
Także ambasador USA przy ONZ Susan Rice dała do zrozumienia, że oferta dialogu pozostaje aktualna mimo kryzysu. "Jest w narodowym interesie Stanów Zjednoczonych upewnić się, że wykorzystaliśmy wszystkie elementy do naszej dyspozycji, włącznie z dyplomacją, aby zapobiec uzyskaniu przez Iran broni nuklearnej" - powiedziała Rice w wywiadzie dla telewizji CBS News.
Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ ap/
