Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

USA: Eksperci CRF: owoce nowej strategii w Iraku prawdopodobnie nietrwałe

0
Podziel się:

Eksperci z Rady Stosunków Międzynarodowych
(CFR) uważają, że militarne sukcesy USA w Iraku przytaczane w
raporcie generała Davida Petraeusa nie przekładają się na postępy
w politycznym rozwiązaniu konfliktu, a tym samym nie rokują
trwałej stabilizacji i pokoju.

Eksperci z Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR) uważają, że militarne sukcesy USA w Iraku przytaczane w raporcie generała Davida Petraeusa nie przekładają się na postępy w politycznym rozwiązaniu konfliktu, a tym samym nie rokują trwałej stabilizacji i pokoju.

"Mimo spadku przemocy w Bagdadzie i współpracy sunnitów w walce z Al-Kaidą w prowincji Anbar, twierdzenia, że wzrost liczby wojsk amerykańskich osiąga szersze cele, nie mają po prostu wiarygodności. Problem nie polega na tym, czy dzięki wzmocnieniu wojsk osiągnęliśmy taktyczne sukcesy - tak się niewątpliwie stało. Czy jednak to wzmocnienie przyniosło wystarczającą poprawę bezpieczeństwa w Bagdadzie i gdzie indziej, tak żeby doprowadzić do politycznej stabilizacji, pojednania frakcji religijnych i funkcjonowania instytucji państwowych? Odpowiedź na to jest jasna: nie" - stwierdził profesor Uniwersytetu Georgetown, Charles Kupchan, w oświadczeniu przysłanym PAP.

Zdaniem Kupchana, który kierował wydziałem ds. europejskich w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego za rządów prezydenta Clintona, zapowiedzi administracji prezydenta Busha o ewentualnym wycofaniu niewielkiej liczby wojsk na przełomie przyszłego roku oznaczają, że pragnie ona po prostu zyskać na czasie.

"Administracja gra na zwłokę i zamierza przekazać następnemu prezydentowi zadanie zdecydowania, jak i kiedy wycofać większość wojsk z dzielącego się Iraku" - dodał ekspert.

Podobną ocenę konkluzji raportu dowódcy wojsk w Iraku daje związany z CFR orientalista Vali Nasr.

"Wzrost liczby wojsk USA nie powstrzymał fali etnicznych czystek na przedmieściach Bagdadu, które zamieniły to miasto w bastion szyitów. Nie zahamował też ataków na cele szyickie. Szyici uważają Al-Kaidę tylko za swego najgorszego wroga, ale nie za cały problem. Równie mocno jak Al-Kaidy obawiają się sunnickich sojuszników Ameryki. Wydarzeń w Anbarze nie oceniają pozytywnie i prawdopodobnie nie pogodzą się z plemionami sunnickimi" - oświadczył Vali Nasr.

Za swój główny sukces w Iraku dowództwo wojsk USA uznaje to, że w prowincji Anbar udało się skłonić lokalne plemiona i klany sunnickie do wspólnej walki z terrorystami z Al-Kaidy.

Jak donoszą jednak korespondenci z Iraku, rząd centralny w Bagdadzie, zdominowany przez szyitów, wzbrania się przed dzieleniem się władzą z tymi ugrupowaniami i niechętnie traktuje uzbrajanie ich przez Amerykanów.

"Szyiccy i sunniccy sojusznicy Ameryki to siły sekciarskie o wzajemnie wykluczających się roszczeniach do władzy. Wzmocnione bronią i poparciem USA, będą wolały być panami na swych terytoriach, zamiast dzielić się władzą w centrum. Im będą silniejsze, tym bardziej nieprzejednane" - powiedział Nasr.

"Siły, które Stany Zjednoczone dziś uzbrajają, mogą służyć krótkofalowym celom Ameryki w zakresie bezpieczeństwa, ale będą utrudniały osiągnięcie długoterminowych celów politycznych. Jest to skutek tego, że za wzrostem liczby wojsk nie stoi żaden plan polityczny" - dodał.

Tomasz Zalewski (PAP)

tzal/ mc/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)