Republikański kongresman Robert W. Ney, podejrzany o korupcję wskutek swych powiązań ze skazanym za nadużycia lobbystą Jackiem Abramoffem, wycofał się pod presją partyjnych kolegów z ponownego ubiegania się o mandat w listopadowych wyborach do Kongresu USA.
Jest on już trzecim republikańskim członkiem Izby Reprezentantów, który musiał odejść ze sceny politycznej w związku z dochodzeniami w sprawie korupcji w Kongresie.
Poprzednio kongresman Randy ("Duke") Cunningham przyznał się do przyjmowania łapówek w łącznej wysokości 2,4 miliona dolarów za załatwianie koncernom zbrojeniowym lukratywnych kontraktów rządowych.
Z mandatu zrezygnował też w czerwcu były przywódca republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów, Tom DeLay, niezwykle wpływowy kiedyś polityk, któremu przypisuje się jedną z głównych zasług w odzyskaniu przez Partię Republikańską (GOP) większości w Kongresie w wyborach w 1994 r.
Ponieważ DeLay wcześniej wygrał republikańskie prawybory w swym okręgu wyborczym, Sąd Najwyższy orzekł w poniedziałek, że jego nazwisko musi nadal figurować na liście wyborczej jako kandydata swej partii w wyborach w listopadzie.
Republikanie chcieli do tego nie dopuścić, gdyż z DeLayem jako kandydatem nie mają szans na pokonanie miejscowego kandydata Demokratów.
GOP chce oczyścić przed wyborami listy kandydatów ze wszystkich skompromitowanych polityków. Chociaż kongresman Ney nie został o nic formalnie oskarżony, to działacze partii wywarli na niego presję, żeby zrezygnował z ponownego ubiegania się o mandat. Przypomniano mu, że jeśli przegra - co wydawało się pewne - nie dostanie intratnej pracy lobbysty, która pozwoli mu opłacić drogie koszta studiów dwojga dorastających dzieci.
Oskarżani o korupcję Republikanie tracą poparcie wyborców. Sondaże wskazują, że w nadchodzących wyborach Demokraci powinni odzyskać większość w Kongresie, przynajmniej w Izbie Reprezentantów.
Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ ap/