Lech Wałęsa powiedział w poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Gdańsku, że oskarżenia o agenturalną przeszłość, jakie wysuwa pod jego adresem b. działacz "Solidarności" Krzysztof Wyszkowski, "podrywają" jego "autorytet w oczach całego świata".
"Poważni politycy tego nie słuchają, bo znają fakty i efekty mojej pracy. Ale różnego typu słabsi ludzie, którym się nic nie udaje, wyciągają to na otwartych spotkaniach i psują atmosferę" - zeznał Wałęsa.
Przed Sądem Okręgowym w Gdańsku zakończył się w poniedziałek proces o naruszenie dóbr osobistych z powództwa Wałęsy przeciwko Wyszkowskiemu. Wyrok zostanie ogłoszony po południu. Sprawa dotyczy telewizyjnych wypowiedzi Wyszkowskiego z 16 listopada 2005 r. o agenturalnej przeszłości byłego prezydenta. W tym samym dniu Wałęsa otrzymał od IPN status pokrzywdzonego przez służby specjalne PRL.
Wyszkowski zrezygnował w poniedziałek z zadawania pytań Wałęsie. Odmówił też sądowi odpowiedzi na jakiekolwiek pytania. Zrobił to po tym, jak sąd odrzucił jego wniosek o odroczenie rozprawy. B. działacz WZZ chciał tego, aby móc występować w procesie razem z pełnomocnikiem - warszawskim adwokatem Andrzejem Lwem-Mirskim. "To rażące pogwałcenie moich konstytucyjnych praw" - powiedział Wyszkowski, komentując decyzję sądu o przesłuchaniu stron bez udziału jego pełnomocnika.
Wyszkowski nie przedstawił jednak podpisanego pełnomocnictwa Lwa- Mirskiego. Złożone w sądzie przez b. działacza WZZ pismo procesowe adwokata też nie było podpisane. Wyszkowski tłumaczył, że oba dokumenty zostały mu przekazane pocztą elektroniczną. (PAP)
rop/ bno/ jra/