Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Warszawa: Proces lekarzy o spowodowanie zagrożenia życia pacjentki

0
Podziel się:

Proces dwojga lekarzy oskarżonych o
nieumyślne spowodowanie zagrożenia życia pacjentki rozpoczął się
we wtorek przed warszawskim sądem. Pokrzywdzoną, po porodzie w
jednej ze stołecznych klinik, ratowano na oddziale intensywnej
terapii w innej placówce.

Proces dwojga lekarzy oskarżonych o nieumyślne spowodowanie zagrożenia życia pacjentki rozpoczął się we wtorek przed warszawskim sądem. Pokrzywdzoną, po porodzie w jednej ze stołecznych klinik, ratowano na oddziale intensywnej terapii w innej placówce.

Oskarżonym lekarzom - ginekolog Anecie T.-S. i kierownikowi kliniki, anestezjologowi Andrzejowi O. - grozi do trzech lat więzienia. Lekarze nie przyznają się do winy. Są doświadczonymi medykami z ponad dwudziestoletnim stażem.

W październiku 2003 roku w prywatnej lecznicy położniczo- chirurgicznej na warszawskim Targówku swoje drugie dziecko urodziła Iwona P. Poród odbył się bez komplikacji, ale później pacjentka zaczęła się skarżyć na ból brzucha. Nie podjęto jednak żadnych działań i przeniesiono ją na salę poporodową.

Dwie godziny później pacjentka dostała krwotoku. Wówczas zatrzymano krwawienie, jednak stan pacjentki znowu zaczął się pogarszać. Nad ranem lekarze zadecydowali o przetransportowaniu chorej do szpitala z oddziałem intensywnej terapii, trafiła tam ona dopiero po ponad dwóch godzinach.

Według prokuratury lekarze nie rozpoznali u pokrzywdzonej pęknięcia macicy. Iwona P. w szpitalu spędziła, początkowo w stanie ciężkim, kilka miesięcy. Uratowano jej życie, jednak stała się bezpłodna.

Jak powiedziała przed warszawskim sądem rejonowym Aneta T.-S., w przypadku pokrzywdzonej nie zaniechano żadnych działań i zrobiono wszystko co było możliwe. Odnosząc się do bólu brzucha pacjentki wyjaśniła, że "pokrzywdzona rodziła w znieczuleniu, które później przestało działać i ból mógł się nasilać".

"To co się stało było również dla mnie dramatycznym przeżyciem" - dodała oskarżona.

Natomiast Andrzej O. wyjaśniając m.in. fakt, że pokrzywdzona stosunkowo późno trafiła na oddział intensywnej terapii, wyjaśnił, że "w pierwszej kolejności" musiał ratować życie pacjentki. Później, jak dodał, kilkakrotnie dzwonił do szpitali, ale w Szpitalu Bródnowskim z braku miejsc odmówiono przyjęcia pacjentki i udało się ją umieścić dopiero w Szpitalu Czerniakowskim.

Obrońca Andrzeja O., mec. Justyna Krok-Lasota, powiedziała PAP, że będzie starała się wykazać, iż jej klient nie popełnił żadnych błędów. "W sprawie nie uwzględnia się sytuacji naszej służby zdrowia i faktu, że dla pacjentki w ciężkim stanie trzeba było szukać miejsca w szpitalu" - dodała.

Proces ma być kontynuowany w lutym. Wówczas zeznania złoży m.in. pokrzywdzona. (PAP)

mja/ pz/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)