Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

We wtorek decyzja co do imigrantów z Indii skazanych za zabójstwo

0
Podziel się:

6 marca rozstrzygną się losy apelacji sześciu
skazanych za zabójstwo nielegalnych imigrantów z Indii. Gang
szmuglerów ludzi uwięził ich w 2004 r. pod Warszawą, żądając
dodatkowych pieniędzy pod groźbą śmierci. Imigranci zabili
pilnującego ich strażnika i uciekli. W I instancji skazano ich za
to na kary od 12 do 8 lat więzienia.

6 marca rozstrzygną się losy apelacji sześciu skazanych za zabójstwo nielegalnych imigrantów z Indii. Gang szmuglerów ludzi uwięził ich w 2004 r. pod Warszawą, żądając dodatkowych pieniędzy pod groźbą śmierci. Imigranci zabili pilnującego ich strażnika i uciekli. W I instancji skazano ich za to na kary od 12 do 8 lat więzienia.

W piątek Sąd Apelacyjny rozpatrywał apelacje obrońców, którzy wnoszą o uniewinnienie Hindusów lub o zwrot sprawy do I instancji. SA uprzedził strony o możliwości zmiany kwalifikacji czynu podsądnych z zabójstwa na śmiertelne pobicie. Przychylił się do tego prokurator. Według obrońców, sprawa to "znak czasów; imigranci chcieli lepiej żyć, a zostali oszukani i uwięzieni".

Dramat imigrantów ze stanu Hariyana w Indiach zaczął się, gdy każdy zapłacił po 10 tys. dolarów agentowi tamtejszego biura podróży za legalny wyjazd do pracy do Niemiec. Składały się całe rodziny, a nawet znajomi. Latem 2004 r. dostali się oni legalnie do Moskwy, skąd zostali przerzuceni przez gang szmuglerów na granicę polsko-białoruską. W nocy przekroczyli Bug; jak zeznawali, po stronie Białorusi mieli im pomagać "ludzie w mundurach".

Imigranci sądzili, że są już w Niemczech. Dostali się jednak w ręce grupy po polskiej stronie, która uwięziła ich w budynku w podwarszawskich Ząbkach. Tu, grożąc torturami i śmiercią, żądali od nich dodatkowych opłat. Dawali im numery kont, na które ich rodziny w Indiach miały wpłacić pieniądze. Zabrano im też dokumenty. Zdesperowani Hindusi zabili nożem i nożyczkami pilnującego ich Irańczyka i zbiegli; zostali jednak szybko zatrzymani przez policję. Prokuratura oskarżyła ich o zabójstwo i o nielegalne przekroczenie granicy. Nie udało się zatrzymać organizatorów całego procederu.

W styczniu 2006 r. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga skazał dwóch oskarżonych na 12 lat więzienia; trzech innych - na 10 lat, a jednego - na 8 lat. Prokurator żądał po 15 lat. Oskarżeni złożyli sprzeczne wyjaśnienia, obciążając się nawzajem. Żaden z nich nie przyznał się do winy.

Jako "całkowicie niezasadne" SO odrzucił argumenty obrony, że oskarżonych należy uniewinnić, gdyż działali w warunkach obrony koniecznej, będąc uwięzieni przez gang, który groził im śmiercią. "Zdarzenie zostało wywołane przez samych oskarżonych, którzy w istocie rzeczy zaatakowali pokrzywdzonego (...) Nie sposób byłoby w związku z tym uznać, że oskarżeni odpierali bezpośredni i bezprawny zamach ze strony pokrzywdzonego" - uznał SO w pisemnym uzasadnieniu wyroku, do którego dotarła PAP.

Przed SA obrońcy argumentowali, że błędem SO było m.in. nieuznanie obrony koniecznej. "Mój klient jest braminem (członkiem najwyższej kasty kapłańskiej - PAP), a oni mają zakaz zabijania pod rygorem usunięcia z kasty; gdyby sporządzono jego portret psychologiczny, uznano by, że nie jest winny" - mówił jeden z obrońców, mec. Mirosław Ślązak.

Prok. Leszek Woźniak wnosił o oddalenie apelacji, ale poparł zmianę kwalifikacji z zabójstwa (minimalna kara 8 lat) na śmiertelne pobicie (grozi za to od roku do 10 lat więzienia).

Według Woźniaka, uwięzieni nie musieli zabijać, bo "mogli uciec przez okno". "A kto z nich wiedział, czy za oknem nie ma np. uzbrojonych strażników?" - pytał mec. Ślązak. Zwrócił uwagę, że sąd nie udał się na wizję lokalną, by sprawdzić, czy z domu w Ząbkach można uciec przez okno z pokoju, gdzie wszystkich więziono.

W ostatnim słowie oskarżeni mówili w SA, że "przyjechali tu za chlebem, a nie żeby zabijać", ale zostali pozbawieni wolności i uciekli "nie mając swobody decyzji". Wnosili o uniewinnienie.

Jeden ze skazanych w złym stanie zdrowia przebywa w szpitalu więziennym; nie zapewniono mu bowiem diety warzywno-owocowej, którą musi zachowywać jako bramin. Prawo mówi, iż w takich wypadkach więzienie zapewnia odpowiednią dietę "w miarę swych możliwości". "Brak takiej diety w tym przypadku, to okrutne traktowanie; zachodzi obawa, że mój klient umrze" - mówił mec. Ślązak. Sam chory pisał do sądu, by go wysłać do Indii, "bo tam chce umrzeć".

"Cała sprawa to znak czasów; biedni imigranci chcieli lepiej żyć, a zostali oszukani i uwięzieni" - powiedziała PAP mec. Elżbieta Opalska. Ujawniła, że ambasador Indii obiecał pomoc w znalezieniu dla oskarżonych miejsca pobytu w Polsce - co pozwoliłoby obronie wnieść o zwolnienie ich z aresztu - ale "na obietnicach się skończyło".

Apelacja miała być rozpatrzona już w listopadzie 2006 r., ale wtedy okazało się, że praski sąd nie dostarczył oskarżonym 195- stronicowego uzasadnienia w ich ojczystym języku hindi. Prawo stanowi, że oskarżonemu, który nie zna polskiego, orzeczenie "doręcza się wraz z tłumaczeniem". SO po zwrocie sprawy przez SA naprawił swój błąd.(PAP)

sta/ malk/ fal/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)