Opozycja wenezuelska oskarżyła w czwartek prezydenta Hugo Chaveza o to, że proponując zmiany w konstytucji chce "zatrzymać władzę na zawsze w swych rękach".
W sześciogodzinnym, zakończonym w nocy ze środy na czwartek przemówieniu przed parlamentem, złożonym wyłącznie z jego zwolenników, Chavez przedstawił złożenia swej reformy - 33 nowe artykuły do ustawy zasadniczej. Przedłużałyby mandat prezydencki z 6 do 7 lat i pozwalałyby prezydentowi startować w wyborach nieograniczoną ilość razy.
Wbrew obawom i prognozom opozycji, Chavez nie zaproponował "zniesienia własności prywatnej", lecz jedynie ustanowienie obok niej różnych typów "własności społecznej", "publicznej" i "mieszanej".
"Własność prywatna zostanie zagwarantowana" - zapewnił przywódca.
Proponuje on także skrócenie dnia pracy do 6 godzin i zakaz pracy w nadgodzinach w celu osiągnięcia wzrostu zatrudnienia poprzez zwiększenie liczby miejsc pracy "pełnoprawnej" i "zalegalizowanej".
Reformy miałyby stworzyć podstawy do zbudowania w Wenezueli, będącej piątym eksporterem ropy naftowej na świecie, "socjalizmu XXI wieku".
Przywódca głównej konserwatywnej partii opozycyjnej Najpierw Sprawiedliwość, Julio Borges, zapowiedział w czwartek zwrócenie się do Najwyższego Trybunału Sprawiedliwości, aby wypowiedział się, czy zmiany w konstytucji nie wymagają powołania w tym celu Zgromadzenia Konstytucyjnego.
Wenezuelski parlament, czyli jednoizbowe Zgromadzenie Narodowe, składa się z 167 deputowanych - wyłącznie zwolenników Chaveza, ponieważ opozycja odmówiła udziału w wyborach w 2005 roku. W tej sytuacji debata i głosowanie nad zmianami w konstytucji, jakich chce prezydent, byłyby sprowadzone - zdaniem opozycji - do czystej formalności.
Hugo Chavez w swym maratońskim przemówieniu przed Zgromadzeniem Narodowym zaproponował, aby jego projekt reform został poddany pod referendum ogólnonarodowe. (PAP)
ik/ mc/