Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Wicekomendant z Radomia: nad sprawą Olewnika pracowali najlepsi

0
Podziel się:

Nasi najlepsi ludzie pracowali przy wykryciu sprawców porwania Krzysztofa
Olewnika - zeznał w czwartek przed sejmową komisją śledczą Witold Olszewski, b. wicekomendant
wojewódzki, nadzorujący prace pionu kryminalnego mazowieckiej policji. Gdy posłowie pytali go, skąd
więc tyle nieprawidłowości w ich działaniach, nie potrafił wyjaśnić lub zasłaniał się niepamięcią.

Nasi najlepsi ludzie pracowali przy wykryciu sprawców porwania Krzysztofa Olewnika - zeznał w czwartek przed sejmową komisją śledczą Witold Olszewski, b. wicekomendant wojewódzki, nadzorujący prace pionu kryminalnego mazowieckiej policji. Gdy posłowie pytali go, skąd więc tyle nieprawidłowości w ich działaniach, nie potrafił wyjaśnić lub zasłaniał się niepamięcią.

Olszewski jest już policyjnym emerytem. Od 2002 do 2007 r. w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Radomiu nadzorował działania policyjnej operacyjno-śledczej, którą kierował komisarz Remigiusz M. (dziś ma zarzut niedopełniania obowiązków w tej sprawie). Zeznając przez 5 godzin przed sejmową komisją śledczą Olszewski bronił pracy policjantów z tej grupy. Mówił, że prokuratura - szczególnie na początku - nie radziła sobie z prowadzeniem śledztwa w sprawie porwania Olewnika. Mówił też, że rodzina Olewników chciała odsunięcia policji od sprawy, którą powierzono detektywom Krzysztofa Rutkowskiego.

"Policjanci robili w tej sprawie wszystko, za siebie i nie za siebie. Do komendy wojewódzkiej nigdy ze strony prokuratury nie dotarła informacja, że policja robiła coś źle" - oświadczył były wicekomendant.

O Remigiuszu M. Olszewski mówił, że był to jeden z najlepszych w kraju fachowców od wykrywania sprawców porwań. "Kilka razy był w tej sprawie w komendzie głównej, gdzie referował nasze działania. Komenda główna objęła tę sprawę nadzorem" - dodał Olszewski, co zaskoczyło posłów z komisji, bo nie wiedzieli o tym, że już na początkowym etapie sprawy KGP się nią interesowała. "Ci policjanci byli kilka razy wyróżniani, nagradzani przez komendanta wojewódzkiego i głównego" - mówił.

Olszewski oświadczył też, że nie mógł zrozumieć, dlaczego prokuratura nie zdecydowała się postawić zarzutu i wystąpić o areszt wobec jednego z porywaczy - Sławomira Kościuka, którego zatrzymano już w 2004 r. Prokurator Robert Skawiński uznał wtedy, że dowody są za słabe - mówił. Kościuk został zwolniony i zatrzymano go znowu w 2005 r. "A co zrobiła policja po zwolnieniu Kościuka?" - pytał wiceszef komisji Zbigniew Wassermann. "Jakieś czynności na pewno zostały podjęte" - odpowiedział Olszewski. "Tak, postanowiono objąć go obserwacją. Ale obserwowano jego brata, Stanisława - osobę bez związku ze sprawą" - spuentował Wassermann.

Zdaniem posła, policja w sprawie Olewnika "rozbudowywała wszelkie poboczne wątki, rzetelnie je dokumentując, a nie podjęła najbardziej oczywistych działań". "Po co na trzy dni po przekazaniu przez rodzinę okupu dwóch policjantów pojechało do Berlina? Czy ten wyjazd był naprawdę potrzebny?" - pytał Wassermann.

"Mieliśmy od policji berlińskiej informację, że sąsiedzi rozpoznali Krzysztofa Olewnika w pewnej osobie mieszkającej niedaleko. Okazało się, że to nie on, ale gdybyśmy tego nie sprawdzili, dziś można by nam stawiać zarzut, że pominęliśmy istotny ślad" - brzmiała odpowiedź. "Może wystarczyło wysłać przez internet czytelne i wyraźne zdjęcie" - odciął się poseł.

Gdy Paweł Olszewski (PO) pytał, co policja zrobiła, gdy uzyskała informację o kupnie telefonu komórkowego, z którego sprawcy dzwonili potem do rodziny porwanego. "Było nagranie z tv przemysłowej, a ekspedientka z salonu sprzedaży była gotowa rozpoznać kupującego. Czemu nie przekazaliście tej informacji dalej, czemu kobieta nie została od razu przesłuchana?" - pytał poseł. Policjant, który zeznawał wcześniej, że sprawą porwania Olewnika "interesował się dziesięć razy bardziej niż pozostałymi" oświadczył, że nie pamięta tych szczegółów. "To było 8 lat temu" - dodał.

Według Olszewskiego, problemem - szczególnie po samym porwaniu - było to, że rodzina Olewników nie chciała, by to policja zajmowała się tą sprawą, bo wynajęła detektywa Rutkowskiego. Rodzina kilkakrotnie przekazała też pewne sumy okupu bez ochrony policyjnej.

"To Rutkowski - za zgodą rodziny - zakładał swoje podsłuchy na ich telefony" - dodał Olszewski. Przyznał zarazem, że dostarczone śledczym przez Rutkowskiego nagranie z tych podsłuchów było tak złej jakości, że biegły nie mógł sporządzić jego ekspertyzy. "I na tym poprzestaliście? Nie mogliście założyć policyjnego podsłuchu?" - dopytywali posłowie. "Założyliśmy, ale podsłuch zakłada się na konkretny numer telefonu, a rozmowy z aparatu Olewników były przekierowane na inne telefony. Dopiero potem współpraca zaczęła się jakoś układać" - wyjaśnił Olszewski.

Komisja przesłuchała jeszcze w czwartek Mariana Golatowskiego, policjanta z grupy Remigiusza M. Był on funkcjonariuszem operacyjnym, dziś jest już na emeryturze. "Cała ta sprawa i wszystkie dzisiejsze trafne spostrzeżenia to tak jak czytanie kryminału od ostatniej strony, gdzie autor pisze, kto zabił" - powiedział PAP ten policjant przed przesłuchaniem. Przypomniał, że to jego grupa ma na swoim koncie wykrycie sprawców wielu porwań, w tym porwania syna lidera grupy disco polo Bayer Full. "Wtedy byliśmy dobrzy, a teraz już nie?" - dodał z goryczą.

Krzysztofa Olewnika uprowadzono w październiku 2001 r. w nocy, po imprezie w jego domu. Porywacze zostali zatrzymani dopiero w 2005 i 2006 r., mimo że już na początkowym etapie sprawy policja miała operacyjne informacje o sprawcach, które jednak nie zaowocowały ich zatrzymaniem. Błędy w śledztwie i niewyjaśnione wątki sprawy bada obecnie gdańska prokuratura i sejmowa komisja śledcza. (PAP)

wkt/ wkr/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)