Już sześć tygodni przed tragedią w Nangar Khel polscy żołnierze meldowali, że ich sprzęt źle działa - czytamy w najnowszym numerze "Wprost".
Według tygodnika, pierwszy meldunek dotyczący wad uzbrojenia pochodzi z 30 czerwca 2007 r. Jeden z podejrzanych dziś żołnierzy major Olgierd C. informował, że niesprawny technicznie jest jeden z moździerzy, bo "wystrzelone z niego granaty koziołkują" i "detonują 250-300 m od stanowiska ogniowego".
Tygodnik twierdzi, że z takiego właśnie sprzętu ostrzelano mieszkańców Nangar Khel.
Także inni żołnierze składali meldunki o niesprawnym sprzęcie. Meldunek kpt. Andrzeja Białka, dotyczący tego samego sprzętu, mówi o "rysach wewnątrz lufy mających prawdopodobnie wpływ na tor lotu granatów". Ppor. Łukasz B. donosił o "uszkodzeniu w mechanizmie podzespołów" oraz o tym, że doszło do uszkodzenia obejmy dwójnogu i "oderwania optyki od korpusu celownika".
Żołnierze, którzy stacjonowali w Afganistanie, gdy doszło do dramatu w Nangar Khel, przekazali "Wprost" nagranie świadczące o tym, jak wielkie były problemy ze sprzętem.
Tragedia w Nangar Khel wydarzyła się 16 sierpnia 2007 r. W wyniku ostrzału zginęło ośmioro afgańskich cywili, w tym kobiety i dzieci. Sześciu żołnierzom z 18. bielskiego Batalionu Desantowo- Szturmowego prokuratura zarzuciła zabójstwo ludności cywilnej, siódmemu - atak na niebroniony obiekt cywilny; wszyscy przebywają w areszcie. (PAP)
bos/