Wczoraj rano nikt chyba nie spodziewał się wzrostów na warszawskim parkiecie. Rynek jak dotąd nie reagował na zdecydowaną poprawę nastrojów na giełdach zagranicznych, a przede wszystkim za oceanem. Do tego był pod presją nieciekawych wyników kwartalnych grupy TP i KGHM.
Tymczasem, po w miarę spokojnym początku sesji parkiet zaatakowała fala popytu. Uwaga kupujących koncentrowała się głównie na akcjach TP (+9,41 proc.), która jest przecież ulubieńcem zagranicy. Czyżby inwestorzy zadowolili się zapowiedziami zarządu o poprawie wyników w kolejnych kwartałach? Nie wydaje mi się. Powodem była tu chyba chęć doważenia Polski w portfelach, a w jaki sposób możnaby to zrobić bez akcji TP. Za scenariuszem tym przemawiał również wzrost walorów KGHM (+7,66 proc.), pomimo negatywnych wyników i rekomendacji przyznawanych spółce. Ostatecznie, w miarę wygrzewania kolejnych walorów na parkiecie popyt rozszerzał się, pozwalając wzrosnąć szerokiemu rynkowi.
I co dale? Jest to pytanie za 100 pkt. Z wczorajszych byczych notowań za oceanem wynikałoby, że wzrosty dziś są możliwe. Przemawia za tym również brak większych zagrożeń ze strony danych makro w USA. Wprawdzie o 14:30 naszego czasu poznamy tamtejsze saldo obrotów zagranicznych ( prognoza wzrostu z -31,5 mld USD do -32,5 mld USD), ale nie spodziewałbym się by miało one większy wpływ na przebieg notowań. Bardziej znaczący będzie, ogłaszany o 15:15 naszego czasu, wskaźnik nastroju konsumentów Uniwersytetu Michigan (prognozuje się pozostanie na poziomie 93.0). Natomiast gorzej może być ze skłonnością do realizacji zysków zarówno u nas jak i za oceanem. Wydaje się jednak, że czynnik ten powinien zostać zneutralizowany przez popyt ze strony rodzimych instytucji, które nie załapały się na wczorajszy 'rajd', a będą chciały wziąć udział w 'wyścigach'.
Reasumując, na najbliższej sesji prognozujemy kontynuacje wzrostów, niemniej jednak ich skala i obrót powinny być znacznie mniejsze aniżeli miło to miejsce w czwartek.
