Każda seria musi się kiedyś skończyć. Tak właśnie się stało z utrzymującą się od jakiegoś czasu relatywnie większą siłą naszego rynku wobec giełd zachodnich. Nieco większa determinacja podaży jak i wyraźny brak popytu w karnetach doprowadziła do porannego przełomu i przebicia istotnego, dotąd skutecznie bronionego wsparcia na WIG20. Po poniedziałkowym zamknięciu amerykańskiego Nasdaq’a na najniższym poziomie od 6 lat wyraźnie nie w głowie inwestorom były jakiekolwiek zakupy.
Pogłębiające cały czas spadki indeksy giełd zachodnioeuropejskich jedynie z samego rana dawały szanse jeśli nie na korekcyjne odbicie, to chociaż na zatrzymanie postępującej przeceny. Niestety nie udało się, a powrót spadków na tamtejszych parkietach okazał się bolesny również dla nas.
Duża przecena dotknęła największe walory, które zazwyczaj „rozdają karty” na naszym parkiecie. Silnie spadające nasze blue chipy odebrały ochotę do walki również szerszemu rynkowi. Utrzymujący się pesymizm nie pozwolił na żadną istotną poprawę sytuacji w Warszawie, a każda, niewielka nawet próba odreagowania kończyła się niemal w zarodku. Podany po południu, lepszy od oczekiwań wskaźnik nastroju amerykańskich konsumentów spowodował gwałtowne odrabianie strat przez światowe indeksy, na czym skorzystali również inwestorzy w Warszawie.
Nie jest wykluczone, że bardziej zdecydowane pogorszenie atmosfery na naszym rynku to również reakcja na ostatnie posunięcia naszego najbardziej oryginalnego ministra dotyczące m.in. planowanego wycofaniu się rządu z obniżki podatku CIT, który spotkał się ze zdecydowana krytyką środowiska biznesu. Kolejne obawy może również budzić brak dyscypliny budżetowej i potencjalny deficyt ekonomiczny nawet na poziomie 7% PKB.